Strony

Odsłony

sobota, 24 października 2015

Review #24: Los Angeles Lakers

Dla Los Angeles Lakers dwa ostatnie sezony były najgorszymi, odkąd organizacja znajduje się w południowej Kalifornii. Lakers po raz pierwszy przebudowują się na pełną skalę i starają się to pogodzić ze zmierzchem ery Kobego Bryanta. Na razie idzie im to nawet nieźle.

Tylko, że nieźle to za mało dla rozpieszczonych fanów, którzy w części przenieśli się na czapki z logiem LAC. Na mecze Clippers przychodziło więcej fanów niż na spotkania Lakers (powiązane z tym, że bilety na LAL są średnio o 25 dolarów droższe - bo kto niby chce oglądać gorszą koszykówkę za większe pieniądze). Jeziorowcy pozostaną w cieniu sąsiadów jeszcze przez parę ładnych lat.

Poprzednie rozgrywki były wyśmiewaniem do znudzenia obrony, która nie broni (najgorsza w lidze, tylko przed młodymi Timberwolves) i pomysłów Byrona Scotta, który myślał, że zrewolucjonizuje koszykówkę, ograniczając swoim podopiecznym rzuty z dystansu. Chyba, że to była część sprytnego planu, mającego na celu tankowanie. Efektywne tankowanie, bo z Kobem przyciągającym rzesze fanów na mecze, żeby hajs za bilety się zgadzał. Wbrew pozorom, tam na górze organizacji Lakers są myślący ludzie i nie pozwalają zapomnieć o klubie nawet w czasach największego kryzysu.

Tak to wyglądało w moich oczach, ale miniony offseason trochę wypaczył mi pogląd na ten temat. Lakers niepotrzebnie się wzmocnili.

Od początku. Reprezentujący na loterii draftu organizację, Byron Scott (serio?) przyniósł szczęście i LAL legitymujący się czwartym najgorszym bilansem w lidze, wylosowali wybór numer 2. Elegancko. W Los Angeles tradycyjnie zaczął rosnąć hype, który skierowany zostanie na 19-letniego rozgrywającego z Ohio State, D'Angelo Russella. Od czasów Magica Johnsona i Jamesa Worthy'ego tylko Russell został wybrany w Top-5 przez Lakers. To wrzuca na jego barki ogromną presję, z którą będzie musiał sobie poradzić. Exciting.

Lakers posiadali też inny first-rounder (od Houston z wymiany Jeremy'ego Lina) - 27. - przeznaczony na skrzydłowego z Wyoming, zwanego Larry Nance Junior. 22-latek miał już mini-scysję z Bryantem. Nance publicznie przeprosił, a Kobe wybaczył. Ale znacie Kobego - jego charakter nie pozwala mu zapomnieć o pewnych rzeczach. ESPN już czeka. Żartuję, nie będzie tak źle.

Swój pierwotny second-rounder (34.) Lakers przeznaczyli na kolejnego skrzydłowego, 23-letniego Anthony'ego Browna ze Stanford.

Przed startem wolnej agentury wydarzyły się tutaj dwie rzeczy. Pierwszą było zrezygnowanie Eda Davisa ze swojej opcji gracza na kolejne rozgrywki wartej 1,1 mln. Silny skrzydłowy chciał w Los Angeles zostać, ale na początku Free Agency pieniądze przemówiły mu do rozumu, które dostał od Portland Trail Blazers (20 mln/3 lata).
Drugą opcją, tym razem niepodjętą przez Lakers, było zrezygnowanie z 9-milionowej Team Option centra Jordana Hilla, czyniąc go niezastrzeżonym. Łatwa decyzja, a to gdzie trafił Hill było prawdopodobnie powiązane z tym co wydarzyło się 9 lipca.

Larry Bird owego dnia zdecydował się wyeksmitować Roya Hibberta (w czerwcu wykorzystał swoją opcję gracza, dzięki której zarobi 15,6 miliona dolarów, a w nastepne lato będzie UFA) na bruk, który okazał się dla Roya całkiem miękki. Bird nie mógł go tak po prostu zwolnić, więc po prostu oddał go do Lakers, w zamian za gotówkę i pick w drugiej rundzie Draftu 2019. I jestem daleki od powiedzenia, że Mitch Kupchak zrobił super wymianę, a moja opinia powiązana jest z tym o co ten zespół będzie w tym sezonie walczyć. Na końcu do tego wrócę. Aha, a Jordan Hill z akapitu powyżej podpisał umowę (4 mln/1 rok) właśnie z Indianapolis, właśnie tego samego dnia. Praktycznie sing-and-trade.
 
Poza Hibbertem, do składu na przyszłe rozgrywki Lakers przekonali do siebie usługi niezastrzeżonych guarda Louisa Williamsa (21 mln/3 lata) oraz podkoszowego Brandona Bassa (6 mln/2 lata). Oba kontrakty są w pełni gwarantowane i byłyby to rozsądne wzmocnienia, gdyby LAL walczyli o mistrzostwo. Dodatkowo na obóz przygotowawczy podpisano znanego rozgrywającego, nie mającego wcześniej kontaktu z NBA mimo 32 lat, Brazylijczyka Marcelo Huertasa. Pisze o tym tutaj, bo Marcelinho już zapewnił sobie miejsce w składzie na start rozgrywek.

Był jeden człowiek, który miał dość świateł Los Angeles i Byrona Scotta, który nim nie grał tyle ile powinien. Jeremy Lin będąc unrestricted, uciekł do Michaela Jordana i jego Charlotte Hornets.
Byli też inni niezastrzeżeni, ale Lakers nie mieli ochoty ich zostawiać. Wesley Johnson (wylądował w Clippers), Wayne Ellington (na Brooklynie), Ronnie Price (w Phoenix) znaleźli swoje nowe drużyny. Nie znalazł jej za to Carlos Boozini Boozer, straszący potencjalnych interesantów swoimi umiejętnościami defensywnymi. Myślę, że ktoś się jeszcze zgłosi w trakcie sezonu po 33-latka. Po Vandera Blue może się nikt nie zgłosić, chyba że z D-League. 23-letni guard miał Qualifying Offer (1,15 mln), ale nie otrzymał jej od Lakersów i grał podczas Summer League dla Bulls. Nie traćmy czasu, przejdźmy dalej.

Do składu Los Angeles Lakers 2015/16:







D'Angelo Russell używał numeru 0 na koszulce, ponieważ jak sam mówi "tylu graczy może go kryć". Fajny motyw. W Lakers "0" ma już Nick Young, więc Russelowi pozostała "1". DLo w swoim jedynym sezonie na akademickich parkietach, był zdecydowanym liderem Ohio State Buckeyes, prowadząc ich do trzeciej rundy NCAA Tournament. Oddawał tam mnóstwo rzutów (44,9% z gry), z czego spora część to były trójki (świetne 41,1% trafień). Dał się poznać również jako dobrze podający. Ligę letnią miał nie najlepszą, grając tam na słabej skuteczności i tracąc mnóstwo piłek (ponad 5 strat/mecz przy tylko 3 asystach/mecz). W preseason zdecydowanie poprawił się w tym elemencie (4 straty/mecz mniej przy utrzymaniu średniej liczby asyst), ale problemem na razie pozostaje zdobywanie punktów z czym w Ohio nie miał problemów (ledwie 6,9 pkt/mecz przy 38,6% z gry, 5-na-17 z dystansu). Niestety ma duże niedoskonałości na linii rzutów wolnych, trafiając w SL i preseason łącznie 20-na-30 (w NCAA tylko 75%). Jak tego nie poprawi, to w przyszłości może mieć spory problem z agresywnym faulowaniem (pamiętasz jak to robili z Blakiem Griffinem?). Jest uniwersalnym guardem, ale będzie grać na "jedynce" obok Jordana Clarksona, który nie jest tak wybitnym podającym, a bardziej scorerem. Wybrany z 46. pickiem w 2014, okazał się największym zaskoczeniem tamtego naboru i w nagrodę został wybrany na koniec ubiegłych rozgrywek do All-NBA Rookie First Team. 23-letni Clarkson został dopiero trzecim w XXI wieku zawodnikiem wybranym w drugiej rundzie draftu, znalezionym się już rok później w najlepszej piątce debiutantów (Marc Jackson w 2001 [inny, poza tym tamten to Mark] i Gary Neal w 2010). Well done, skauci Lakers, well done. Jordan jak większość drugorundowych wyborów, początek sezonu oglądał z ławki. Mniej więcej jak Bryant zakończył sezon pod koniec stycznia, Clarkson wskoczył do pierwszej piątki prezentując się momentami świetnie. Utrzymał pozycję do końca sezonu i po All-Star Weekend zdobywał średnio 16,7 punktu/mecz na 47,9% skuteczności. Nikt już wtedy Lakers nie oglądał, więc nie odbiło się to takim echem po lidze jakim powinno. Grał na PG, a teraz prawdopodobnie przesunie się pozycję wyżej ze względu na Russella, chociaż dopiero kilka miesięcy wspólnej gry rozstrzygnie w jakim ustawieniu funkcjonują ze sobą najlepiej. Obaj w jednym akapicie, bo są związani ze sobą jak sznurówki z butami.

Kobe Bryant zaakceptował nową dla siebie pozycję niskiego skrzydłowego i bez wątpienia zaakceptują to też jego rywale, jak będą taranować jego defensywę. Kobe morderczym runem (udanym) po playoffy w 2013 i kontuzjowaniu Achillesa w jednym z ostatnich meczów tamtego sezonu regularnego, zakończył swoją przygodę o najwyższe enbijejowskie laury. W ostatnich dwóch kampaniach rozegrał ledwie 41 spotkań (kolano, bark) i będzie na minutowym "hard capie" z prawdopodobieństwem opuszczania części meczów dzień-po-dniu. Co tu dużo pisać, im więcej czasu przetrwa w tym sezonie, tym dłużej mecze Lakers będą ciekawsze z punktu widzenia niedzielnego kibica. Kobe mówił w sierpniu, że LAL "absolutnie" mogą awansować do postseason, ale ja już wiem, że to bardziej gierka pod publikę, nawet jeśli naprawdę tak myśli. W preseason coś zrobił sobie z nogą i opuścił jego drugą część, ale na season-opener ma być gotowy.

Funkcja startującego silnego skrzydłowego należy do Juliusa Randle'a i należy mieć nadzieję, że teraz pogra sobie dłużej, niż te 14 minut w ubiegłym sezonie zanim złamał prawą nogę. Mecze kontrolne wypadły u niego dobrze i pozwolił sobie w międzyczasie podrażnić wrażliwy mózg Draymonda Greena takimi zaczepkami. Roar. Trevora Bookera też zdenerwował. Pyskaty gość ten Julius najwyraźniej. I'm fan now. Randle pod względem wylewanej energii na parkiet, to zawodnik trochę w typie Tristana Thompsona (lub via Kobe "Lamar Odom in a Zach Randolph body"), z tym, że potrafi więcej zrobić w ataku (post-up, mid-range - chociaż stamtąd 1-na-15 w preseason). Po bronionej stronie parkietu jest na razie zagadką jak będzie sobie radzić, ale ma 20 lat i tak jak w przypadku D'Angelo trzeba po prostu poczekać.

Na centrze rok kontraktowy Roya Hibberta, który przestał być potrzebny w Indianapolis, po tym jak ci zdecydowali się zmienić styl gry. Sam Hibbert rok w rok gra praktycznie to samo, pozostając bardzo dobrym defensorem (zatrzymywał rywali przy obręczy na 42,7% skuteczności), a przy tym jednak słabo zbierając piłkę z tablic jak na swój 218-centymetrowy wzrost, gdyż jest strasznie powolny w swoich ruchach. W ataku rozwija z czasem swój rzut z mid-range (z dalekiego półdystansu [+16 stóp od kosza] trafiał przyzwoite 44%). Shooting-touch niewątpliwe ma (82,4% z linii), więc nie nazywaj go drewnem. 29-letni Roy jest w idealnej sytuacji do walki o spore pieniądze w przyszłe lato i tylko od niego zależy czy to wykorzysta.

Przenosząc się na ławkę, wypadałoby zacząć od laureata nagrody za najlepszego rezerwowego ubiegłych rozgrywek. Lou Williams po robieniu show w pierwszej ich części, potem trochę oklapł, ale stale utrzymywał swój poziom, wygrywając dla Raptors kilka spotkań. W playoffach już nie pomógł i tak trochę niespodziewanie wynegocjował deal z Lakers. Sweet Lou zdobywał rekordowe dla siebie 15,5 punktu na mecz, ale skuteczność wcale nie była taka dobra, bo ledwie 40,4%, a do tego mocno przeciętne 34% z dystansu, skąd przecież oddawał co spotkanie 5,6 prób (w postseason jeszcze gorzej - 4-na-21) i już gdzieś pisałem, że Sixth Manem sezonu powinien zostać Isaiah Thomas. Obrona pozostanie u niego słabostką, zresztą tym charakteryzują się rezerwowi instant-shooterzy z ławki (inaczej graliby w piątce). W Los Angeles jego rola pozostanie podobna, bo tylko do takiej w tej lidze Lou jest stworzony.

Obok bardzo podobny gracz, zaręczony od niedawna z Iggy Azaleą, Nick Young. Ostatni sezon w połowie stracił przez bóle lewego kolana, przez co jego swag trochę zniknął nam z radarów. To co zdążył pokazać (42 mecze), było klasyczną demonstracją nieefektywności (36,6% z gry) i fatalnej obrony. W lipcu ogłosił, że czuje się jak Pau Gasol, bo ciągle występuje w plotkach transferowych, a ma też problemy w dogadywaniu się z Byronem Scottem (pretensje trenera o, a jakże, selekcję rzutową i defensywę), więc całkiem możliwe, że tego sezonu w LA nie skończy. Rzadsze widywanie Iggy może negatywnie odbić się na ich związku, a Swaggiemu P życzę wszystkiego najlepszego, bo to śmieszny ziomeklaun jest.

Na końcu rotacji guardów znajduje się najlepszy w niej rozgrywający. Marcelo Huertas zadebiutuje w NBA i szybko może podbić serca kibiców, jeśli tylko dostanie minuty gry. Marcelinho nie jest ofensywnym powerhousem (przeciętny rzut), ale ma sporo magii w sobie.

Pierwszym zmiennikiem na wypadek gdyby Bryant [...], będzie Ryan Kelly. Mimo, że fizycznie 24-latek jest bardziej silnym skrzydłowym (210 cm wzrostu), to w ubiegłym sezonie rozegrał 34 spotkania w piątce, z czego część właśnie na pozycji small forwarda. Zdecydowanie więcej prób Kelly'ego pochodziło z dystansu niż z paint, ale trafiał stamtąd ledwie 33,6% rzutów. W defensywie był zaskakująco niezły (bronił swoich rywali na 41,6%). Tym razem nie będzie musiał czekać aż do stycznia na otrzymanie szansy od coacha, tylko od razu znajdzie się w rotacji i to z myślę pokaźnymi minutami w okolicach 20-25/mecz. W lecie dalej pracował nad trójką i ball handlingiem.

Na tyłach 23-letni rookie Anthony Brown, który w preseason otrzymał okazje do pokazania się, ale niewiele z tego wynikło i prawdopodobnie spędzi większość sezonu w garniaku. Na uczelni przeszedł poważną operację łydki i opuścił całe rozgrywki 12/13. To wybitny shooter - 44,1% za 3 w seniorskim sezonie Stanford.

Brandona Bassa najwyraźniej nie interesują pierścienie (mimo, że żadnego nie zdobył). Od dwóch lat w przebudowujących się Celtics był takim liderem dla młodych, ale nie domagał się transferu do kontendującej drużyny i Boston też się do wymiany nie rwał, co dziwne, bo Danny Ainge zazwyczaj wykorzystuje wszystkie assety jakie może, żeby zdobyć dodatkowe picki. Bass kilkunastokrotnie pojawiał się na tablicy możliwych wymian, ale dograł do końca swój kontrakt w Massachusetts. Teraz będąc wolnym agentem nie skusił się wizją gry w lepszym teamie, a jestem pewien, że takie oferty otrzymał. U Byrona Scotta będzie wchodzić za Randlem i ma za zadanie kontynuować solidną grę po obu stronach parkietu do jakiej przyzwyczaił. W ataku jego główną bronią jest rzut z mid-range, skąd trafiał niezłe 43,8%. Powinien być na ławce Rockets lub Clippers.

Kto będzie klasycznym back-upem Hibberta na razie jest zagadką. Tak od niechcenia dałem Roberta Sacre, bo w ubieglym sezonie był w rotacji przed młodszym o 2 lata Tarikiem Blackiem. Sacre szczęśliwie znalazł się w NBA (60. wybór w 2012) i dotychczas się w niej utrzymuje - Lakersi mogli go zwolnić do 30 czerwca, bo wtedy jego kontrakt (981 tys.) stał się gwarantowany na 15/16. Jak na centra trafiał fatalne 41,4% z gry i nie nadrabiał tego w żaden sposób obroną. Albo progres albo D-League.

Tarik Black w preseason grał dużo lepiej od poprzednika i są spore szanse, że dojdzie tutaj do małego przetasowania. Niewydraftowany w Drafcie 2014 dostał szansę w Houston, gdzie rozegrał sporo, bo 25 spotkań (12 w piątce, zastępując kontuzjowanego Dwighta Howarda), ale pod koniec grudnia został zwolniony, po czym przechwycony z listy waivers przez LAL. Scott eksperymentował z nim na swoim poligonie doświadczalnym i wstawiał go do S5 (27 meczów) zastępując a to Jordana Hilla, a to Ryana Kelly'ego. W końcówce sezonu 23-letni Black miał ni stąd ni zowąd mecz na 19 zbiórek i może jest tutaj coś, o czym jeszcze nie wiemy. Na tą chwilę ma niegwarantowany kontrakt (845 tys.), ale na mur beton zostanie w składzie.

Rotację zamyka Larry Nance Jr i na minuty, przynajmniej z początku, nie ma co liczyć. W NCAA o dwóch lat był liderem uczelni Wyoming, z którą w seniorskim roku finalnie awansował do turnieju głównego, gdzie odpadł po pierwszym spotkaniu. Typowany był bardziej do drugiej rundy tegorocznego naboru, ale Lakers najwyraźniej coś zauważyli. My w tym sezonie raczej tego nie zauważymy.

14 na 15 slotów jest zajętych, a o ostatni walczy dobrze znany Ron Artest vel Metta World Peace. Ubiegły sezon spędził w Chinach oraz we Włoszech. W tabelce jest też Jabari Brown, ale tylko dlatego, że w poprzednich rozgrywkach zagrał dla Lakers w 19 spotkaniach. Inni starający się o azyl w NBA, uwzględnieni tam nie zostali, bo mają mniejsze szanse (Jonathan Holmes, Michael Frazier, Robert Upshaw).


W następne lato ledwie 7 zawodników w składzie Los Angeles Lakers jest gwarantowanych (Russell, Randle, Lou, Bass, Young, Nance i Brown). Zastrzeżeni będą Clarkson (ciekawe jaki kontrakt mu rzucą), Black i Huertas. Schodzić będzie oczywiście ogromna umowa Bryanta i jeśli słowa Phila Jacksona się potwierdzą, może zostanie jeszcze na rok. Poza nim niezastrzeżona wolna agentura czeka Hibberta, Kelly'ego i Sacre. Jeśli dobrze liczę, to Lakersi mają w umowach na 16/17 ponad 26 milionów dolarów (nie uwzględniam przedłużenia Clarksona i Bryanta), czyli ponad 60 mln cap-space'u, a to oznacza zakupy.

Letni plan Lakers zakładał ściągnięcie do siebie chociaż 1 z 5: LaMarcusa Aldridge'a, Marca Gasola, DeAndre Jordana, Jimmy'ego Butlera czy nawet Grega Monroe. 5 x chłodne "nie". Drugi sezon z rzędu. Trzecie podejście w lipcu i Mitch Kupchak odbędzie pewnie meeting z Kevinem Durantem, Alem Horfordem czy Alem Jeffersonem. Mayyyybe z Andre Drummondem (będzie RFA). Czyli jak zwykle rozległa koncepcja i tylko czekać co z tego (nie)wyjdzie. Ale jak ponownie wolna agentura Jeziorowcom nie pyknie, to przynajmniej będą mogli się pocieszać trójką młodych zawodników, którzy wyglądają perspektywicznie i ekscytująco zestawieni razem.

A ten sezon? Playoffy? U kidding me? Skład jest niby lepszy, ale to w końcu nadal 60% starting-five z matczynym mlekiem pod nosem. Od Minnesoty lepsi będą, bo taki Sweet Lou pewnie znowu powygrywa parę spotkań. Może kilka powygrywa ich Kobe, dopóki starczy mu pary i zdrowia. Roy Hibbert nie może wygrywać spotkań, bo to tylko defensywny upgrade do obrony, która i tak będzie Low-Top-5 ligi. I w zasadzie te wzmocnienia tylko utrudnią Los Angeles Lakers zdobycie kolejnego wysokiego picku w drafcie. Po co, Mitch?

Typ: Los Angeles Lakers - 13. miejsce w Konferencji Zachodniej, 25-57.

1 komentarz:

  1. Szkoda, szkoda, szkoda. Zawsze lubiłem w grudniu obejrzeć transmisję kilku spotkań rozgrywanych w LA, miały jakiś urok. Niestety od dwóch lat patrzenie na grę Lakers'ów jest ponad moje siły. Zresztą widok męczącego się wacky Jack'a też jest bardzo smutny.

    OdpowiedzUsuń