Strony

Odsłony

wtorek, 27 października 2015

Review#28: San Antonio Spurs



LaMarcus Aldridge i David West mają być gwarantami powrotu San Antonio Spurs do walki o finał NBA. Tylko gdzie się podziała słynna głębia Spurs na ławce rezerwowych?

Ostatni sezon w wykonaniu Spurs to słodko-gorzki okres. Z jednej strony bowiem świętowanie tytułu mistrzowskiego, świetna gra Kawhi Leonarda, który ukoronował swój sezon nagrodą dla najlepszego obrońcy ligi, wreszcie fantastyczna seria z Los Angeles Clippers. Zabrakło tylko w niej jednego zwycięstwa. Czy wygrał lepszy? Na pewno lepszy tamtego konkretnego dnia, ale w ogólnym rozrachunku jestem w stanie postawić znak równości pomiędzy Clippers, a Spurs sprzed pół roku.

Co zrobić, żeby scenariusz się nie powtórzył? Przy problemach zdrowotnych Tony'ego Parkera i starzejących się regularnie Timie Duncanie i Manu Ginobilim, potrzebny był kolejny zawodnik, który będzie w stanie wziąć na siebie ciężar gry w ataku. Ktoś, kto razem z Kawhi Leonardem wprowadzi Spurs w erę post-Duncanową. Tym kimś ma być LaMarcus Aldridge, ale zanim do niego dojdziemy, to kilka ruchów transferowych Spurs z ostatniego czasu.

W tegorocznym drafcie Spurs mieli dwa wybory. Pierwszy to Nikola Milutinov, wybrany z numerem 26. Nie dostał nawet szansy w lidze letniej, a najbliższe rozgrywki spędzi w greckim Olympiakosie Pireus, a najprawdopodobniej nawet na 3 lata, bo tyle podpisał tam kontrakt. Z numerem 55 wybrali Cady'ego Lalanne z University of Massachusetts, dali mu nawet szansę w lidze letniej, ale koniec końców w składzie go nie ma. Będzie grał w NBDL.

Największym wygranym tego lata zdecydowanie może się czuć Jonathon Simmons. Po dwóch latach spędzonych w D-League dostał się do składu Spurs w lidze letniej i za swoją grę w Las Vegas otrzymał statuetkę MVP rozgrywek. Dzięki tak dobrej grze i dopasowaniu do stylu gry Spurs, podpisał dwuletni kontrakt, w którym pierwszy rok jest gwarantowany.



Spurs zaszaleli w trakcie offseason. Ich największym transferem jest pozyskanie gwiazdy NBA LaMarcusa Aldridge'a. Udało im się go przechwycić, mimo że walczyli z Phoenix Suns czy Los Angeles Lakers. Oczywiście był niezastrzeżonym wolnym agentem, co ułatwiło jego przejęcie, ale mimo wszystko świetnie udało im się manewrować w ramach salary cap. Podpisali też przecież umowy z Kawhi Leonardem i Dannym Greenem, ale zrobili to wtedy gdy było potrzeba, żeby móc zaoferować Aldridge'owi maksa, czyli 84 miliony płatne w 4 lata.

Kolejnym ruchem, nieco niedocenianym, ale moim zdaniem bardzo przyszłościowym było podpisanie umowy z Bobanem Majranoviciem. Tak, wiem że nic wam to nazwisko nie mówi, ale 2-3 lata temu dokładnie tyle samo wiedzieliście na temat Arona Baynesa, a ten skończył z niezłym kontraktem w Detroit Pistons po latach postępów w Spurs. Majranovic ma bardzo duże szanse podążyć tą samą drogą. Poprzednie dwa lata spędził w Crvenej Zvezdzie Belgrad i był świetny w jej barwach w Eurolidze. W 24 rozegranych meczach notował 16,6 punktu i 7,2 zbiórki przy skuteczności 62,3% z gry. Dostał nagrodę Center of the Year i R.C. Buford wyłapał go od razu. Ma już 27 lat, 221 centymetrów wzrostu i jest 13. najwyższym graczem w historii NBA.

Potem Spurs przechwycili Davida Westa, który zrezygnował z 12 milionów w Indianie Pacers i podpisał minimalny kontrakt ze Spurs. Miał gdzieś pieniądze, liczy się dla niego pierścień i chwała mu za to.

Kolejnym graczem, którego Spurs wynaleźli jest Ray McCallum. Ma za sobą dwa sezony w Sacramento Kings, gdzie siedział na ławce i za Isaiahem Thomasem i Darrenem Collisonem, a w końcówkach obu sezonów z powodu kontuzji lub odejść ze składu dostawał swoje szanse i nieźle sobie radził. To może być taki przechwyt jakim był w poprzednich latach Cory Joseph. Podpisał kontrakt na 3 lata za 2,9 miliona dolarów, początkowo pierwszy rok był niegwarantowany, ale wszystkie terminy minęły i dobrze, bo McCallum to może być ciekawy backup dla Parkera.

Wreszcie ostatnim, który się dostał jest weteran, świetny strzelec za 3 punkty, Rasual Butler. Poprzedni sezon spędził w Washington Wizards, gdzie w obliczu kontuzji Martella Webstera i Bradleya Beala, miał fantastyczny początek sezonu. Na przełomie listopada i grudnia w 13 kolejnych meczach notował średnio 13,8 punktu na mecz, trafiając 50% trójek przy ponad 4 próbach. W całej karierze trafia ponad 36% zza łuku, a w ostatnich dwóch latach, gdy grał w zespołach walczących o coś, było to aż 39,4%. Spurs go podpisali na tzw. camp-invite, a on swoją grą przekonał do siebie Popovicha i Buforda.

Ostrogi mają też spore straty po ostatnim sezonie. Odszedł cały zastęp graczy zadaniowych, z których najważniejszym był Tiago Splitter. Brazylijczyk trafił do Atlanty Hawks w wymianie za drugorundowy pick w 2017 rok i prawa do Georgiosa Printezisa, czyli tak naprawdę za miejsce w salary cap na podpisanie Aldridge'a. Jako wolni agenci odeszli Marco Belinelli do Sacramento Kings, Cory Joseph do Toronto Raptors i Aron Baynes do Detroit Pistons. W przypadku ostatnich dwóch Spurs zrezygnowali z qualifying offers, żeby mieć jeszcze więcej pieniędzy w salary cap. Odszedł też Jeff Pendergraph Ayres, który swoje talenty zabiera do Chin. Wreszcie Reggie Williams miał niegwarantowany kontrakt na 2015/16, ale po obozie został zwolniony.

Przedłużenia w zespole podpisali za to Matt Bonner (1,5 mln / 1 rok), Tim Duncan (10,85 mln / 2 lata), Manu Ginobili (5,84 mln / 2 lata), Danny Green (40 mln / 4 lata) i Kawhi Leonard (max. 94,34 mln / 5 lat). W przypadku Duncana i Ginobiliego są to praktycznie psie pieniądze dla ludzi, którzy tyle zrobili dla klubu. Prawda Kobe?

San Antonio Spurs 2015/16:


Tony Parker wydaje się, że wysiadł już z łódki po drugiej stronie rzeki o nazwie prime i zaczyna się od niej oddalać w zaskakująco szybkim tempie. Ostatni Eurobasket mocno obnażył jego możliwości, ale nie tylko jego. Marcin Gortat też coś o tym wie. Parker trafiał tylko 34,3% z gry na Eurobaskecie, miał tylko 4,2 asysty i aż 2,3 straty i ewidentnie widać po nim było zmęczenie i drobne urazy. Ostatnie rozgrywki NBA to najgorszy PER (15,9) od 2004 roku i trzeci najgorszy w całej karierze. Przestał atakować kosz, stąd tylko 25,5% jego prób z odległości 3 stóp lub mniejsze. Nigdy w karierze nie rzucał tak rzadko. Parker zatem odchodzi na obwód, skąd dopiero zaczyna być zagrożeniem. W całej karierze trafia 32,3% trójek, ale ostatni sezon to aż 42,7%. Jeśli piłka pójdzie na stałe w ręce Kawhi Leonarda, to Parker jako strzelec z rogu lub z półskrzydła może jeszcze być bardzo przydatny. Sam Tony powiedział, że w kadrze Francji zagra jeszcze tylko raz, na przyszłorocznych igrzyskach w Rio. W Spurs z kolei chce pograć jeszcze 5-6 sezonów, czyli prawie do 40-ki. Powodzenia.

Zmiennikiem Parkera będzie Patty Mills, który w przeciwieństwie do poprzedniego sezonu wchodzi w rozgrywki w pełni zdrowia. Australijczyk przez ostatnie dwa sezony wyrósł na pierwszoplanową postać drugiego składu Spurs i ta sytuacja się nie zmieni. Odkąd jest w San Antonio trafia świetne 39,8% zza łuku. Nie jest typową jedynką, która szuka podań, raczej ma za zadanie wejść z ławki i zdobywać punkty. Per 36 minut był w ostatnim sezonie piątym strzelcem, tylko za Leonardem, Parkerem, Ginobilim i Duncanem.

Gregg Popovich ma to do siebie, że nowych rozgrywających przez pewien czas trzyma w ukryciu. Tak na swoją szansę czekał Tony Parker, Cory Joseph, Patty Mills, a teraz podobną ścieżkę zapewne przejdzie Ray McCallum. Przejście do San Antonio jest pewnie dla niego dużym szokiem. Z najgorzej zarządzanych Sacramento Kings trafia do tych najbardziej poukładanych. W żadnych z dwóch dotychczasowych sezonów nie błyszczał. Owszem, zdarzały mu się pojedyncze bardzo dobre mecze, ale to wszystko. Na pewno na plus można mu zaliczyć poprawę w skuteczności rzutów z gry. Z 37,7% przeskoczył na 43,8%, poprawiając się w rzutach z każdej odległości, poza trójkami. McCallum może być młodszą wersją Patty'ego Millsa, też nie ma bardzo rozwiniętego zmysłu do podań, ale nie traci często piłek. Jeśli dołoży do tego niezłą defensywę, może na dłużej zagościć w Teksasie.

Startującym rzucającym obrońcą będzie Danny Green, który miał w trakcie offseason rozbić bank. I gdyby nie ograniczył się tylko do rozmów ze Spurs, to prawdopodobnie by tak było. Jednak został tutaj i dostanie po 10 milionów za rok. Na najbliższy sezon postawił sobie bardzo wysokie wymagania. Chce wygrać mistrzostwo NBA, dostać się do meczu gwiazd, a potem do kadry USA i zdobyć z nią złoto olimpijskie. Jeśli nie liczyć All-Star, to cele jak najbardziej do zrealizowania.

Za Greenem wychodził będzie niezniszczalny Manu Ginobili, który odpuścił FIBA Americas razem z reprezentacją Argentyny i skupił się na przygotowaniach do sezonu. Jego dwuletni kontrakt będzie najprawdopodobniej jego ostatnim w NBA i jeszcze bardziej skupi się na rozgrywaniu. Jego średnia asyst w ostatnich 4 sezonach per 36 minut oscyluje między 6,5, a 7,0. Jest w tym liderem w drużynie i tak pozostanie. Jego wjazdy pod kosz są coraz rzadsze i coraz mniej widowiskowe.

Ostatnie miejsce na dwójce zajmuje Rasual Butler, który grając w drużynach grających o coś sobie radzi. Nie wyjdzie tutaj na więcej niż 10-15 minut na mecz, ale zagwarantuje trafienia z rogów boiska, częściowo zatykając dziurę, jaka została po odejściu Marco Belinelliego.

MVP drużyny i jej najważniejszy zawodnik na lata, czyli Kawhi Leonard powinien w tym sezonie być zdecydowanie numerem 1 w ataku. Po bronionej stronie parkietu już udowodnił, że jest w ścisłej czołówce ligi, zgarniając nagrodę dla najlepszego obrońcy sezonu. Teraz trzeba do tego dołożyć inne honory, jak występ w meczu gwiazd (dla mnie obojętne, ale większość ludzi to kręci), czy też walka o nagrodę MVP. Leonard ma wszystkie papiery, żeby zostać liderem Spurs na najbliższe 10 lat. Pasuje do koncepcji jak mało kto, a do tego ma bardzo poukładane w głowie. A jak dodamy, że trafił do NBA wybrany dopiero z 15. numerem za takimi tuzami jak Jan Vesely, Bismack Biyombo czy Jimmer Fredette, to trzeba tylko bić brawo dla Spurs.

Kyle Anderson to kolejny wynalazek R.C. Buforda, który nawet z 30. numerem draftu wybiera graczy, którzy coś będą znaczyć w NBA. Anderson poprzedni sezon spędził głównie na ławce, ale już w lipcu poprowadził Spurs do wygrania w lidze letniej. Był najlepszym graczem obok Jonathona Simmonsa i pokazał dużo nowego w swojej grze. Gra tyłem do kosza, gra na piłce, czasem nawet jako rozgrywający. Tego się od niego oczekuje już teraz, szczególnie że otworzyły się minuty do gry za Leonardem. Ubiegłoroczny wynik czyli 358 minut powinien przekroczyć już na przełomie listopada i grudnia.

Ostatni na tej pozycji jest wspomniany wcześniej Simmons, który wygrał los na loterii. Jego głównym atutem jest rzut i do tego będzie go wykorzystywał Gregg Popovich. Tych minut nie będzie dużo, ale jeśli Simmons się wstrzeli, to może być stałym elementem rotacji. Tylko trochę za dużo tego ale przy nim.

Wyrwanie LaMarcusa Aldridge'a to świetny ruch. Dostali bowiem gracza wciąż obijającego się o top 10 całej ligi, a na pewno top 3 wśród silnych skrzydłowych. Z nim na parkiecie Spurs stają się jeszcze groźniejsi, bo nie można go odpuścić na pewnych pozycjach, jak to miało miejsce w przypadku Tiago Splittera. Dodatkowo jak podkreślił sam Aldridge, powinien mieć dużo więcej czystych pozycji do rzutu, bo Spurs są po prostu bardziej utalentowani niż Blazers i nie można tu praktycznie nikogo odpuszczać, żeby podwoić LMA. Spodziewajmy się zatem mniej punktów od Aldridge'a, ale na lepszej skuteczności.

Odrzucić 12 milionów dolarów, żeby zarabiać 1,5? Takie rzeczy tylko w San Antonio Spurs. David West już miał dość grania o pietruszkę, a o nic więcej w Pacers by nie grał. Gdyby zatem skorzystał ze swojej opcji, to zapewne teraz by go w Indianie nie było, bo Larry Bird zmienił cały zespół i Westa też pewnie gdzieś by opchnął. A tak Pacers mają swoją przebudowę, West ma swoją walkę o pierścień. Wraca po 10 latach do roli rezerwowego i powinien świetnie się w niej odnaleźć. Będzie mordował rywali w grze tyłem do kosza i na krótkim półdystansie. Solidność ponad miarę i jedne z najlepiej zbudowanych obręczy barkowych w lidze.

Boris Diaw to jeden z najbardziej unikalnych graczy w NBA. W ataku jest w stanie grać na wszystkich pięciu pozycjach. Eurobasket w jego wykonaniu nie powalił nas na łopatki, ale patrzenie na jego grę w większości przypadków nie przyprawia o takie emocje jak w przypadku LeBrona Jamesa czy Kevina Duranta. Diaw jest do bólu inteligentny i szuka nieszablonowych rozwiązań na boisku. Przy tym jednak nie traci wiele piłek, tylko 2,3 na 36 minut gry. Przy dołączeniu do składu Westa i Aldridge'a musi jednak przypomnieć sobie jak się rzuca za 3 punkty. Po dwóch sezonach gdzie trafiał kolejno 38,5% i 40,2% zjechał do zaledwie 32,0%. A przy tych dwóch nie będzie miał aż tyle miejsca do upychania swojego grubego tyłka pod koszem.

Matt Bonner to maskotka drużyny, raz na jakiś czas wejdzie na boisko, rzuci trójkę i nic poza tym.

O Timie Duncanie napisano już wszystko. Sam nie będę wiele o nim wspominał, bo znacie większość jego osiągnięć. Duncan wreszcie oficjalnie będzie grał jako center, bo do dzisiaj tajemnicą Gregga Popovicha pozostaje czy Duncan w końcu zawsze był centrem czy silnym skrzydłowym. Z jego barków spadnie sporo obowiązków w ataku, za to bardziej będzie się musiał skupić na obronie. Aldridge nie jest tytanem defensywy i Duncan będzie musiał brać na siebie najtrudniejszych rywali. Nie będzie już obok Baynesa lub Splittera, którzy służyli często jako mięso armatnie. Teraz tą rolę będzie pełnił sam Big Fundamental.

Boban Marjanović jest ogromny. Ma ponad 220 cm wzrostu, waży ponad 130 kg i ma najbrzydsze uszy świata. Ale umie grać w koszykówkę i to się chwali.

Offseason 2016 nie przynosi wielkich znaków zapytania, ale kilka decyzji na pewno jest do podjęcia. Na pewno będzie trzeba przedłużyć kontrakt debiutancki Kyle'a Andersona, zapewne zagwarantować pełny kontrakt Borisa Diaw (3 z 6,5 mln i tak ma pewne) i poczekać na decyzje wielkich Ginobiliego i Duncana. Każdy z nich ma opcję zawodnika i jeśli uznają, że mają jeszcze trochę paliwa w baku, to zostaną. Podobnie w przypadku Davida Westa. Spurs mogą jeszcze wystosować kwalifikacyjne oferty do Bobana Majranovicia i Raya McCalluma, ale to dopiero jak zobaczą ich postępy w grze w trakcie sezonu. Obstawiam, że się nie zawiodą.

Najbliższy sezon zasadniczy to trzy podstawowe cele dla Popovicha. Po pierwsze zachowanie zespołu w pełnym zdrowiu. Po drugie zgranie LaMarcusa Aldridge'a z całym kolektywem. I po trzecie utrzymanie wszystkich graczy ze średnią poniżej 30 minut na mecz.

Typ: 5. miejsce w konferencji zachodniej, bilans 53-29.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz