Strony

Odsłony

piątek, 2 października 2015

Przedruk: Poppo's Boys



W dzisiejszym przedruku zaglądamy do początku kariery trenerskiej Gregga Popovicha - do czasu, gdy prowadził drużynę Pomona-Pitzer Sagehens.

Pewnego zimowego popołudnia 1980 roku, człowiek który zostanie najlepszym trenerem NBA swojej generacji stał w rozpadającej się hali koledżu 3. Dywizji, zdesperowany i pozbawiony pomysłów. Gregg Popovich miał 30 lat i był przegranym. Właśnie został zatrudniony, żeby ożywić koszykówkę na uczelniach Pomona i Pitzer, dwóch liberalnych szkołach artystycznych w Południowej Kalifornii, tak małych, że miały wspólny departament sportu. Ten zespół patrzył na Popovicha, weterana sił powietrznych, czekając na inspirującą doskonałość - lub przynajmniej przeciętność - jako jedna z najgorszych drużyn koszykarskich całych USA.

Sagehens nie mieli wzrostu, szybkości, dobrego rzutu, twardości, żadnego talentu koszykarskiego. Mieli przyszłych prawników i wykładowców, którzy lubili być trenowani metodami Sokratesa. Popovich chciał dążyć do mistrzostwa krajowego i nie tolerował nieposłuszeństwa. Przez cały sezon miał problem, żeby znaleźć wystarczająco dużo zawodników, żeby zagrać na treningach 5 na 5. Niektórzy zawodnicy odchodzili. Wielu innych opuszczało treningi, żeby być na zajęciach z chemii, wykładach lub spotkaniach samorządu studenckiego. W takich dniach, trenowali 4 na 4.

Gdy grali 4 na 4, Sagehens byli trochę mniej słabi. Dodatkowe miejsce na boisku dawało mniej miejsca na pomoc w obronie i więcej miejsca na podania i ścięcia. Więc w następnym meczu, przeciwko Uniwersytetowi Redlands, Pop zdecydował, że zamiast zmuszania swoich graczy do gry w ustawieniach z 5 zawodnikami, zagra na boisku z jednym graczem mniej.

Sagehens przeprowadzali piłkę na boisko przeciwnika zostawiając jednego gracza z tyłu, który stał blisko środka boiska i zajmował swojego obrońcę. W ten sposób zaczęli grać atak w czterech, bez środkowego. W obronie rywali pojawiały się luki. Otworzyły się pozycje do dobrych rzutów. Gdy Redlands zrezygnowali z krycia piątego gracza Sagehens, ci odpowiedzieli. Przesuwali swojego piątego zawodnika, teraz niekrytego na wolne pozycje. Dostawał piłkę i rzucał, czasem trafiając.

Dekady przed dawaniem Timowi Duncanowi odpoczynku i budowaniem obrony wokół nieumiejętności DeAndre Jordana rzucania osobistych, Popovich już wtedy majstrował standardami, strategiami i zwyczajami koszykarskim, nawet gdyby to miało zmusić zawodników do rzucania osobistych w samej bieliźnie. Wyciągał króliki z kapelusza. Był jak magik, który próbuje znaleźć jakikolwiek sposób, żeby poprawić naszą grę. - mówił Peter Osgood, zawodnik drużyny Popovicha.

Zdobyli kilka koszy, grając swoją śmieciową koszykówkę, ale w końcu Redlands się dostosowali. Pomona-Pitzer przegrali kolejny mecz w kolejnym strasznym sezonie. Popovich nie miał wizji przyszłej dynastii NBA, jeśli wierzyć tym, którzy z nim trenowali i grali dla niego. (Popovich odmówił wywiadu do tej historii.) Był tylko młodym człowiekiem, niegotowy jeszcze na wielkość, który chciał wygrzebać się z ostatniego miejsca. Do tego jednak czekała go długa droga.

Sagehens są teraz dorosłymi mężczyznami, niektórzy z nich mają jaśniejsze wspomnienia od pozostałych. Są artystami, nauczycielami, prawnikami, udanymi przedsiębiorcami, połączeni przez czas spędzony z facetem, którego nazywali "Poppo". Niektórzy stracili kontakt ze swoim trenerem. Wielu innych wciąż jednak go ma. Dekady później wielu jednak ma tą samą opinię. Ale nie za bardzo wiedzą jak to ująć:

"Hmmm," mówi Rick Duque.
"Cóż..." mówi Tim Dignan.
"Wiesz." mówi Kurt Herbst, pauzując, jakby musiał sprawdzić, czy to co ma powiedzieć jest w porządku.
"Był dobrym trenerem."

Dobrym trenerem. W ewangelii Popovicha, to zakrawa o herezję. Czy Bogowie są tylko dobrzy będąc jednocześnie boscy? To jest człowiek, który wygrał pięć mistrzostw NBA w ostatnich 16 sezonów, wszystkie z tym samym zespołem; trenerem który dominował z zespołami grającymi schematowo i improwizująco, dostosowując się nie tylko do zawodników, ale i do trendów w lidze. Jego zespoły były świetne, rok w rok, przeciwstawiały się standardom odnośnie tego jak długo jeden zespół może pozostać kandydatem do tytułu. On, razem z prezydentem klubu, R.C. Bufordem, zainspirował prostą, ale efektywną maksymę dla trenerów i managementu: Kiedy masz wątpliwość, rób to, co robią Spurs.

Jednak historie opowiadane przez jego pierwszych zawodników nie łączą się w wielką wiedzę. Popovich nie był uczonym, który odwiedzał ubogich w małej szkole. Był trenerem na dorobku i okropnie się ubierał, miał już gust do dobrych win, ale nie mógł ich kupować za swoje małe wynagrodzenie. Na parkiecie próbował dziwnych rzeczy. Przy naradach zachowywał się jak Bobby Knight. Ale mocno dbał o ludzi wokół siebie i o nawet najzwyklejsze zadania w swojej pracy. I nawet gdy partaczył, wściekał się i eksperymentował przez blisko dekadę na skraju koszykówki, wciąż szukał znajomości i doświadczeń, które pomogłyby mu znaleźć tożsamość jako trenera.

Pomona i Pitzer były dwiema szkołami w konsorcjum Claremont Colleges, grupie pięciu sąsiadujących ze sobą i mocno ze sobą połączonych instytucji usytuowanych godzinę jazdy na wschód od Los Angeles. Przez blisko dwie dekady, Pomona posiadała swój własny zespół. Pitzer był założony w 1963 roku i we wczesnych latach 70. szkoły znalazły wspólne fundusze na stworzenie zespołu, który będzie je obie reprezentował. Przed połączeniem z Pitzerem, drużyna Pomony była już bardzo słaba. Od tego momentu były fatalne wspólnie.

Bob Voelkel chciał to zmienić. Był rektorem Pomony i byłym koszykarzem Uniwersytetu Wooster, który został wybrany do najlepszej drużyny Dywizji Trzeciej. Inaczej niż większość jego kolegów, lubił sport. W tych małych, elitarnych szkołach, prawie każdy na wydziale patrzył na trenerów z góry. Nie widzieli trenerów jak równych sobie. Bob Voelkel był inny. - mówił Lee Wimberly, który był asystentem Popovicha, był skautem w Spurs i ostatecznie został głównym trenerem w Swarthmore.

Latem 1979 roku, asystent trenera uczelni Air Force Reggie Minton dostał telefon z pytaniem, czy nie byłby zainteresowany trenowaniem Pomona-Pitzer, według historii opisanej w San Antonio Express-News. Odmówił, ale polecił Popovicha, innego asystenta z Air Force. Kilka tygodni później, Popovich i jego rodzina opuścili Kolorado dla Południowej Kalifornii, gdzie odziedziczył zespół złożony z zawodników nielubiących być na sali.

W naszym zespole mieliśmy czterech, może pięciu chłopaków, którzy grali w pierwszych piątkach w szkole średniej. Większość drużyny nie była nawet na tyle dobra. - powiedział Osgood. Zespół był budowany tak samo przez dekady - przez treningi pokazowe. Trenerzy rozwieszali ulotki, a chętni pojawiali się na hali na kilka dni treningów. Najmniej słabi uzyskali prawo do nazywania się koszykarzami uniwersyteckimi.

Trenowali, grali i przegrywali w kółko. W pierwszym sezonie Popovicha zanotowali bilans 2-22. Przegrali z Caltech, prawdopodobnie najgorszym zespołem w całym kraju, kończąc serię porażek rywali, trwającą od 99 spotkań. Ale nawet gdy te nieszczęścia dla Pomony trwały, zawodnicy wiedzieli że coś się zmienia. Poppo naprawdę przejmował się naszymi porażkami. Wcześniej, byliśmy gromieni i nic nie było zmieniane. Nikt nie krzyczał. Nikt nie był karany, ani wskazywany jako winny. Wygrywanie czy przegrywanie tak naprawdę niue miało znaczenia. Teraz nagle zaczęło mieć. - dodał Osgood.

Wkrótce znaczyło dużo więcej. Od momentu, gdy Popovich postawił swoją stopę na kampusie, żeby trenować pierwszy zespół, Popovich zaczął myśleć o grupie zawodników na przyszły rok. Nieważne jak wiele sztuczek ofensywnych i motywacyjnych próbował, Sagehens nie mogli wygrywać bez chociaż częściowo potrafiących coś zawodników. Więcj, tej zimy spróbował coś, czego w Pomonie nigdy nie było. Spróbował rekrutowania graczy ze szkół średnich.

Zaczął od listów formalnych. Popovich pisał i wysyłał je do praktycznie każdej szkoły średniej w zachodniej części USA. Wyjaśniał kim jest i czego oczekiwał: dzieciaków, które po pierwsze potrafiły grać w koszykówkę i po drugie, które bardzo chciały dostać się do jednej z tych dobrych szkół.

To był najbardziej nieefektywny proces jaki można sobie wyobrazić. - mówi Charles Katsiaficas, były asystent Popovicha i obecny trener Pomona-Pitzer. Po tym jak zbombardowali zaproszeniami cały region, przygotowali listę kilkuset nazwisk - dzieciaków, których trenerzy dziwnych szkół średnich z dziwnych miast uważali, że są wystarczający mądrzy, żeby studiować na Pomonie lub Pitzer i wystarczająco dobrzy, żeby pomóc drużynie Popovicha.

W większości przypadków, ci trenerzy się mylili. Rekomendowali największe gwiazdy ze średnimi ocenami lub geniuszy, którzy ledwie potrafili zrobić dwutakt. Popovich dowiadywał się tego przez rozmowy telefoniczne, w których zadawał listę pytań dotyczących twardości, atletyzmu i rankingu klasowego. Powoli zmniejszał listę, odrzucając nie tylko zawodników, którzy nie byli wystarczająco dobrzy, ale też tych, którzy byli za dobrzy - którzy zamierzali studiować na Stanford lub Cal lub wyruszali na wschód do Dywizji 1. Teraz lista miała kilka tuzinów nazwisk. Jeśli zawodnicy przysyłali materiały video, oglądał je. Jeśli mieszkali niedaleko, odwiedzał. W innych przypadkach nie miał wyjścia i ufał statystykom i obietnicom obcych ludzi. Gdy niektórzy z nich przyjeżdżali na kampus, Popovich wciąż nie widział jak grali.

Miał obsesję na punkcie tego procesu. Ale przejście go było bardzo ważne. Ale ta dokładność przy całym procesie. Wiadomo było, że to straszne i nieefektywne gdy to robiłeś, ale żeby było poprawnie, trzeba było być dokładnym. - dodał Katsiaficas.

I tutaj prawdopodobnie znajdziemy największy sekret w annałach Popa. Człowiek obecnie sławny z tego, że pogardliwie patrzy na zbędną interakcję, trener który zamienił upokarzanie leniwych reporterów w swój własny sport, kochał - kochał rekrutować, tak mówią ci, którzy wtedy go znali. Jego listy były piękne, pisane niebieskim atramentem i kursywą. Trafiał w koszykarskie cele zawodników i robił dygresje na temat ich intelektualnych zaintersowań, będąc pewnym że tylko Pomona-Pitzer są w stanie spełnić oba z nich. Dzwonił wieczorami, często w niedziele i pytał o ich klasy i rodziny. Po wyczerpaniu tych tematów przekonywał ich żeby dołączyli do jego zespołu. Tego z trzeciej dywizji, który nie oferował stypendiów, ale świetnie sprzedawał cały kampus, wydział, pogodę i szansę na grę.

I jakoś, pomimo obecnego statusu Popovicha i jego kapryśnego geniuszu, to miało sens. Człowiek, który pisał te listy i wykonywał rozmowy telefoniczne, przyciągnął LaMarcusa Aldridge'a do San Antonio, który jak sobie możemy wyobrazić delektuje się winami z Borisem Diaw, rozmawia o rdzennej historii Australii z Pattym Millsem i ćwiczy swoją twarz pokerzysty z Kawhi Leonardem i Timem Duncanem. Uwielbia konwersacje, ale tylko na własnych warunkach. Niezależnie od tego, czy tak naprawdę było - ale czuło się, że zależy mu bardzo na tobie jako osobie bardziej niż na kimkolwiek innym gdy cię rekrutował. Był szczerze zainteresowany i ciekawski. Wyglądało jakby naprawdę chciał wiedzieć więcej na temat twojego życia. - mówi Dave DiCesaris, który wybrał Pomonę zamiast ofert z Dywizji 1.

W swoim drugim sezonie, Popovich postawił zadanie przed graczami z poprzedniego roku, aby spróbowali utrzymać swoje miejsce w drużynie. Tylko dwóch nie zostało odstrzelonych. Zostali zamienieni przez graczy z transferów i 16 pierwszoroczniaków. Średnia wzrostu drużyny podskoczyła z 185 centymetrów do 195. Ten rok pokaże jakościowy skok naszego programu. - Popovich powiedział uczelnianej gazetce. Sagehens przeszli z dwóch zwycięstw do 10, a w kolejnym roku, sezonie 1981-82 dotarli do poziomu 50% zwycięstw w lidze.

Grali dla człowieka, który pokazywał skrajności - był prostacki i słotki, podatny na krzyczenie i wciąż szukający swojego własnego głosu. Chciał być Bobbym Knightem. Wtedy każdy chciał być Bobbym Knightem. - mówi jego były zawodnik Dan Dargan. Któregoś razu, podczas przerwy w meczu Popovich uderzył pięścią w tablicę do rysowania, łamiąc ją na pół. Każdy sezon zaczynał z trzema lub czterema rozgrywającymi, bo wiedział, że jeden lub dwóch zrezygnuje. Widziałem jak krzyczał na Tony'ego Parkera i myślałem sobie, człowieku, wiem dokładnie jak to jest. - podsumował Ashanti Payne, który grał jako rozgrywający pod koniec przygody Popovicha z Pomona-Pitzer.

Rekrutował graczy z niezłym talentem, ale rzadko udawało mu się znaleźć graczy, którzy regularnie trafialiby rzuty wolne. Więc pewnego popołudnia, zmęczony ciągłymi przygodami na linii, zakleił okna w hali brązowym papierem opakowaniowym. Poprosił managerkę zespołu, żeby wyszła. Nie chciał żadnych świadków, nikogo z zewnątrz. Zawodnicy zebrali się wokół niego, a Popovich ogłosił co planuje. Jeden po drugim, zawodnicy mieli stawać na linii rzutów wolnych. Jeśli trafiliby, szliby na koniec kolejki i czekali na kolejną próbę. Gdyby spudłowali, zdejmowaliby z siebie kolejne części ubioru. Najpierw były buty, potem skarpetki, dalej koszulki. Niektórzy zawodnicy doszli aż do slipek. Próbował powtórzeń. Karał zawodników bieganiem. Pracował, żeby poprawić ich formę. Może ten wstyd w końcu da jakiś wynik. Nie dał. Nic nie działało. Przez prawie całą karierę w Pomona-Pitzer, Popovich nigdy nie zebrał zespołu, który byłby dobry w osobistych.

Zawodnicy odchodzili. Taki był system. Jeszcze długo zanim trenerzy futbolu amerykańskiego spopularyzowali rekrutowanie więcej graczy niż miało się miejsc, Popovich co roku ściągał więcej pierwszoroczniaków niż sam się spodziewał, że mogłoby grać. Gdy przyjeżdżali, niektórzy sami decydowali, że nie chcą trenować, jeśli mają grać tylko w zespole rezerwowym. Starsi studenci wyjeżdżali za granicę by studiować w Hiszpanii lub Grecji. Ci, którzy zostali często wybierali naukę zamiast koszykówki. Nie masz stypendium i wiesz, że nie zostaniesz zawodowcem. Poza tym chcesz się bawić, nacieszyć się uczelnią i utrzymać się w naprawdę wymagającej szkole. Więc dla niektórych chłopaków było to pytanie z natury "Po co mi to?" Wracało się po meczu do pokoju i współlokator pytał gdzie byłeś. Wielu z naszych przyjaciół w ogóle nie wiedziało, że mamy zespół. - wspomina Chuck Kallgeri, który grał w pierwszej połowie pobytu Popovicha na uczelni.

Popovich rozumiał tą prawdidłowość. Wypuszczał zawodników do nauki lub pisania prac, do chodzenia na spotkania i rozmowy o pracę. Kiedy wyjeżdżali na semestr za granicę, witał ich po powrocie, czasem nawet włączając ich wprost do rotacji w połowie sezonu. Popovich chodził na wykłady, zasiadał w komitetach i debatował o polityce i filozofii z profesorami przy winie, często zapraszając ich do własnego mieszkania w akademiku, które dzielił z żoną i dziećmi. Był intelektualnym sparing partnerem. - mówi Steven Koblik, profesor historii w Pomonie, który był akademickim doradcą zespołu.

Jeśli jest jedna rzecz, którą wyniósł z tego całego doświadczenia, to że patrzył na graczy jako kogoś więcej niż tylko sportowców. Patrzył na nas jako na ludzie, którzy mają coś do powiedzenia. - stwierdził Mike Blitz, były zawodnik z Saratogi w Kalifornii. Teraz nie ma historii o trenerach z Dywizji 3, ale jako że legenda rośnie, to pojawiają sie pytania: Czy były jakieś znaki? Co się stało takiego, że tłumaczy to, kim jest dzisiaj? Odpowiedzi na to nie są oparte na faktach, ale na mentalnych odchyleniach, próbach przypisania znaczenia do wspomnień, które równie dobrze mogą nie mieć żadnego. Trenowanie Pomony nie sprawiło, że widział w nas ludzi. On od początku miał tą ciekawość na temat ludzi. To po prostu sprawiło, że jego mariaż z Pomoną był perfekcyjny. - wspomina DiCesaris.

Popovich zapraszał zawodników do domu na danie, które nazywał "serbskimi tacos". Pisał listy do matek chwaląc oceny ich synów, a gdy rodzice zawodników rezerwowych byli na meczach, wpuszczał ich na więcej minut niż zwykle. Kiedy managerka zespołu starała się o wybór do samorządu, rozklejał jej plakaty wokół hali i zdejmował plakaty jej przeciwników. (Wygrała.) Zaczynał kolejne sezony chodząc w garniturze i pod krawatem w każdym meczu, ale jak sezon się rozwijał, zrzucał marynarkę, potem krawat, by w marcu biegać wzdłuż linii w szarej bluzie i spodniach dresowych. Rozumiał, że byliśmy tym kim byliśmy. Spotkał się z nami na tym samym poziomie. Walczyliśmy, ale walczyliśmy razem. - powiedział były rozgrywający Evan Lee.

Do 1984 roku Popovich podciągnął cały program koszykarski do przeciętności. Sagehens szło ciężko, ale byli skuteczni, z tożsamością ciągłych zmian. Niektórzy trenerzy rekrutowali graczy, którzy pasowali do ich systemu, my braliśmy tych, którzy szczęśliwie wybierali naszą uczelnię. Niezależnie od tego, kto się pojawiał pierwszego dnia treningów, dopasowywaliśmy system gry do nich. - dodaje Wimberly. Gdyby obecny styl gry Spurs już wtedy siedział w głowie Popovicha, nie bylibyście w stanie tego powiedzieć po grze Pomona-Pitzer. Próbowali grać ruchem piłki, podaniami, grać drużynowo, ale najczęściej w połowie lat 80. odnosili sukcesy, bo mieli jednego zawodnika, który był lepszy od wszystkich w lidze: Dave'a DiCesarisa.

Zespół prawie stracił swoją gwiazdę w listopadzie 1984 po tym jak Sagehens przegrali dwa mecze wyjazdowego w San Diego w okolicach Święta Dziękczynienia. Popovich zły na występ swoich zawodników, nie zatrzymał się przy restauracji, gdzie mieli rezerwację na kolację, zawiózł wszystkich na halę, gdzie ustawił zawodników na linii końcowej i kazał biegać sprinty. DiCesaric się wściekł nie na trenera, ale na zespół. Nigdy w swoim życiu tyle nie przegrywał. Biegał wściekły i krzyczał na kolegów z drużyny, aż w którymś momencie wziął piłkę i rzucił ją w poprzek hali ze złości.

Popovich się na niego spojrzał, oczami jak czarne guziki, jak wspomina DiCesaris. Bardzo spokojnie powiedział: Wyjdź z mojej hali. Wyrzucam cię z zespołu. DiCesaris odszedł, snując się po kampusie, nie wiedząc co jeszcze zrobić. Myślał, że dostał się do Pomony tylko dlatego, że umiał robić wsady i trafiać niemal z każdego miejsca na boisku. Już wcześniej zastanawiał się, czy tu pasuje. Teraz stracił koszykówkę i zaczął się zastanawiać czy nie został na lodzie.

Dan Dargan, kapitan zespołu, podszedł do Popovicha po treningu. Wiedział, że DiCesaris był jedynym zawodnikiem z talentem z Dywizji 1 w ich szkole, a Popovich właśnie wyrzucił go z sali. Powiedział mu wtedy: Potrzebujemy Dave'a w zespole.

Popovich się zgodził. Zaprosił DiCesaris do swojego mieszkania i przywrócił go do gry. Ten moment tak naprawdę mógł zmienić całe moje życie. - wspomina DiCesaris. W następnym sezonie Sagehens wygrali mistrzostwo konferencji pierwszy raz od 68 lat. DiCesaris został wybrany MVP. O swoim sukcesie dowiedzieli się dopiero rankiem po ostatnim meczu. Stłoczyli się w biurze Popovicha, sprawdzając końcową tabelę. Nawet trochę celebrował ten tytuł. Wtedy wiedziałem, że to jest ten moment, że można się cieszyć. - pamięta Lee.

Rok po zdobyciu tytułu, Popovich wziął urlop. Poznał się z Larrym Brownem po tym jak próbował się dostać do dwóch zespołów, które Brown trenował - drużyna olimpijska z 1972 roku i Denver Nuggets z 1976 roku, grający wtedy w ABA. Podczas swojego wolnego, Popovich spędził pół roku z Brownem w Kansas, śledząc go i służąc jako asystent wolontariusz dla Jayhawks. W następnym sezonie zaprosił Popovicha i jego zespół Pomona-Pitzer na mecz przedsezonowy.

W ten sposób, w 1987 roku Sagehens wylądowali w hali Allen Fieldhouse, gdzie przywitało ich 16 tysięcy fanów, przyszły trener z Hall of Fame po przeciwnej stronie i Danny Manning, jeden z najlepszych graczy NCAA, który rozgrzewał się po przeciwnej stronie sali. Przed meczem Popovich powiedział swojemu zespołowi: Nie słuchajcie tego, co będę mówił do mediów. Powiem niektóre rzeczy, ponieważ muszę, ale nie przywiązujcie do tego wagi. I oczywiście w rozmowie przedmeczowej powiedział w znany nam wszystkim sposób: Nie możemy wygrać. Nie ma na to szansy. Ale z zespołem rozmawiał zupełnie inaczej. Chciał, żebyśmy cieszyli się tą chwilą i wsiąknęli w atmosferę. Ale jak tylko piłka poszła w górę, zaczęła się rywalizacja. To nie jest tak, że mówi się hej, pobawmy się w kosza i nie zróbmy krzywdy Danny'emu Manningowi czy coś w tym stylu. Jestem pewny, żę każdy z nas wiedział o co chodzi. Mentalnie chcieliśmy wygrać ten mecz. - powiedział Duque.

Nie mieli jednak szans. Cheerleaderki Kansas były od nas wyższe. Nie było żadnych szans. - dodaje Duque. W drugiej połowie Popovich poprosił o czas, wyjął tablicę i rozrysował akcję z lobem na kosz po ucieczce za plecy, o której wiedział, że Kansas lubią grać. Spojrzał na swojego zawodnika Johna Petersona i powiedział mu: Nie możesz zostać na zasłnie. Musisz się przez nią przebić. I jeśli to zrobisz, skacz razem ze swoim gościem. Musisz walczyć. W następnej akcji oczywiście Kansas zagrali tą zagrywkę. Peterson został na zasłonie, nie przebił się. Nawet nie wyskoczył, patrzył tylko jak jego zawodnik robi wsad.

Na ławce, Sagehens śmiali się histerycznie. Popovich nie mógł nic zrobić, nikt nie mógłby zrobić nic poza kręceniem głową i uśmiechem. Pomona-Pitzer przegrali 94:38. Gazetka studencka opisała historię meczu. Nagłówek brzmiał: "Kansas pokonuje Sagehens".

Przez kolejne dekady, gdy Popovich przeszedł z bycia asystentem Browna w Spurs, przez pracę w managemencie, jako GM i z powrotem na ławkę trenerską, pozostawał w kontakcie ze swoimi zawodnikami i asystentami z Dywizji 3. Za każdym razem gdy Spurs byli w Los Angeles, przyjeżdżał na mecze i treningi. Jeżdżąc przez cały kraj na wyjazdy, po meczach w miastach od Salt Lake City do Oakland przez Seattle i do Minneapolis, wychodził z szatni swojego zespołu z powrotem na parkiet, gdzie oni czekali na niego - jego byli zawodnicy, asystenci i nawet managerowie - gotowi na wspólną kolację.

Zapraszał ich w grupach do San Antonio i nalegał, żeby nic nie płacili. Odwiedzał ich w łóżkach szpitalnych, pytał o ich kariery, zdrowie i rosnące rodziny. Zarówno kiedyś, jak i teraz pisali do niego prosząc o rady, a on zawsze odpisywał.

Dzisiaj są trochę zdystansowani. Widzą go w telewizji jak połyka reporterów w całości. Wiedzą, że jest prostacki. Ale nalegają, że gdy uda się zobaczyć jego wrażliwość, wtedy widać jego prawdziwą twarz i jego urok. Wtedy nie wiedziałem czy zostanie świetnym trenerem. Ale wiedziałem, że gram dla kogoś komu na mnie zależy. I po tylu latach to oczywiste, że właśnie tak było. - mówi DiCesaris.

Żaden z zawodników Popovicha nie spodziewał się, że czeka go kariera, która zaprowadzi go do Hall of Fame. Według byłego asystenta Katsiaficasa, Popovich też o tym nie myślał. Gdy był w Pomonie, nie śledził NBA i brakowało mu ambicji dla siebie. Według Katsiaficasa nie dbał o swoją karierę, ale bardzo, ale to bardzo dbał o swoją pracę. Czasem, w cichych momentach narad z asystentami, Popovich zastanawiał się nad zdolnościami. Wiesz, jesteśmy na drodze do bycia tak samo dobrzy jak ci trenerzy w telewizji. Jedyna różnica jest taka, że oni trafili na swoją okazję, albo znają właściwych ludzi. - Wimberly pamięta, że tak mówił Popovich.

Podczas semestru w Kansas, Popovich wykuł znajomość z właściwą osobą. On i Brown już wtedy dobrze się dogadywali, ale wspólna praca w tamtym sezonie pogłębiła ich więź. I kiedy Popovich wrócił do Pomony na sezon 1987/88, wszystko stało się bardziej niepewne. Dziekan, który go zatrudnił - Bob Voelkel, którego Popovich nazywał swoim drugim ojcem - umarł krótki po powrocie Popa z urlopu. I podczas lata 1988 roku siedział w domu z żoną i asystentem Wimberlym zastanawiając się czy to już czas na zmianę.

Włączyli telewizję i zobaczyli wiadomość: Larry Brown został zatrudniony przez Spurs. Mentor Popovicha zmierzał do NBA. Powinieneś do niego zadzwonić. Sprawdź, czy nie weźmie cię ze sobą. Wimberly pamięta że to mu doradził.

Ale Pop opierał się. Nie chciał zostawić swoich zawodników samych lub szkołę, która była dla niego domem. Ale było w tym coś jeszcze: nie wiedział czy na to zasłużył. Myślał, że Larry Brown zaśmieje mu się w twarz. - dokończył Wimberly.

Popovich miał 39 lat i był wreszcie zwycięzcą. Wciąż jednak nie miał w sobie tyle pewności siebie, która miała go uczynić świetnym. Wimberly go popychał, tak samo żona Popovicha. W końcu zmiękł. I 27 lat temu zanim dostał ofertę, która miała mu utorować drogę do 5 tytułów mistrzowskich, Gregg Popovich podniósł słuchawkę telefonu i wykręcił numer.

1 komentarz: