Strony

Odsłony

czwartek, 1 października 2015

Review #1: Golden State Warriors

Przedsezonową przejażdżkę po klubach NBA najlepiej chyba będzie zacząć od Golden State Warriors.

I na początek może mały ranking:

Taaak, ósmy najlepszy sezon w 70-letniej już historii NBA należał właśnie do Splash braci i spółki. Dodatkowo, od czasów jordanowskich jest to najlepszy zsumowany odsetek zwycięstw w meczach sezonu regularnego i playoffów. Czy to nie chore? Big trójki Miami i Bostonu mogą się schować. O, Shaq z Kobem też. A wystarczyło wybrać Draymonda Greena z 35 pickiem w 2012 roku… (no dobra, jeszcze Curry z 7 - 2009, Klay z 11 - 2011, Barnes z 7 - 2012). Wyjątkowe w tym wszystkim jest to, że do osiągnięcia tak kolosalnego sukcesu nie potrzebowali wstrząsającego ligą transferu. Transfery Boguta z Milwaukee (głównie za Monta Ellisa) i Iguodali z Denver (kudos dla GM’a Boba Myersa - wystarczyło oddać kontrakty Ryśka Jeffersona i Najlepszego Strzelca z Linii Rzutów Wolnych w Historii NBA Andrisa Biedrinsa) co by o nich nie mówić, wstrząsające nie były. Dodatkowo przechwycenie wolnych Livingstonów, Barbosów czy nawet Speightsów też było takie zwykłe, bez fajerwerków. Polać to jeszcze wszystko nowicjuszem Stevem Kerrem i nagle się okazuje, że ta dzisiejsza NBA taka słaba. Że rozpykanie wszystkich i zrobienie 8-mego bilansu w historii to taki pikuś? Że co?

Powiedzmy sobie szczerze, mieli łatwo. Thunder wyautowani przez stopę Duranta. Spurs wyautowani przez Chrisa Paula. Clippers wyautowani przez samych siebie (i Josha Smitha, ok.). Nawet Grizzlies wyautowani przez kontuzję Tony’ego Allena przy remisie 2-2 w II rundzie PO. No i wreszcie wyautowani Cleveland Cavaliers bez Kevina I Love You Olynyk i chroniczne problemy z kolanami Irvinga. Dało się nie wygrać? Nie dało się. Z Pelicans wygraliby pewnie Wizards, z Rockets każdy zdrowy team z tych wymienionych we wcześniejszych zdaniach, bo przecież Clippers z nimi wygrali…

Ale bilans idzie w księgi i już tam pozostanie. Ci którzy oglądali, wiedzą jednak, że była to w zasadzie droga usłana różami. Mniejsza z tym. Teraz powinno być trudniej.

Jak spędzili offseason świeżutcy mistrzowie NBA?

Wybrali w drafcie z 30 pickiem skrzydłowego Kevona Looneya, który sezon ma już z głowy przez operację łydki (ma wrócić na styczeń/luty, ale wątpię, że Warriors pozwolą mu grać). To może być steal na dłuższą metę, bo planowo miał pójść wyżej w drafcie, ale właśnie obawa przed łydką i dodatkowo problemami z astmą, zadecydowała że freshman z UCLA spadł tak nisko. W tym sezonie nie pomoże.

Następnie przyszła kolej na pożegnanie się z obiecującym Justinem Holidayem (Warriors nie wystosowali Qualifying Offer – 1,15mln$), który podpisał kontrakt z Atlantą za niecałe 2 mln na 2 lata. Nie jest to utrata, która może się jakoś odbić im czkawką, bo na tej samej pozycji mają w końcu Harrisona Barnesa, z którym tymczasowo bez powodzenia negocjują rookie extension (Barnes odrzucił ofertę wartą 64 mln$ za 4 lata gry), a także niezawodnego, chociaż mającego w styczniu już 32 lata, Andre Iguodalę. Brat Jrue Holidaya grywał również na pozycji rzucającego obrońcy, ale tam są i Thompson i Leandrinho Barbosa i nawet wciąż szukający formy po zerwaniu ACL’a w listopadzie 2012 Brandon Rush.

Jeszcze mniej bolesną stratą było oddanie 27 lipca kontraktu Davida Lee do Bostonu w zamian za… kontrakt Geralda Wallace’a i Chrisa Babba (niegwarantowany). Ów kontrakt Crasha został 4 dni później przehandlowany do Philadelphii w zamian za kontrakt Jasona Thompsona, ale już o prawie 9 milionów mniejszy niż ten Davida Lee. Jason Thompson (w 14/15 w Sacramento) może się tutaj przydać bardziej niż słaby w obronie Lee. Nie żeby J. Thompson (mamy Klaya Thompsona w GS, więc nie mogę po prostu napisać Thompson, damn…) był wirtuozem obrony, ale wniesie trochę ReggieEvansowego „hustle” i doda trochę zbiórek. Warriors mając od groma opcji w ataku, nie potrzebują kolejnej w postaci Lee. Jeśli eksperyment oszczędnościowy z J. Thompsonem nie wypali, to trudno. Wliczając podatek od luksusu, jaki musiałby zapłacić właściciel Golden State Joe Lacob mając Lee w składzie, to i tak teraz będzie to łącznie jakieś 20 mln mniej. Zmiana jak najbardziej na plus, nawet jeśli nie będzie to mieć żadnego odzwierciedlenia na parkiecie.

W sierpniu pożegnaliśmy z płaczem : ((  Pożegna… wciąż wycieram łzy spływające po mych policzkach ;< W sierpniu pożegnaliśmy na zawsze… masz może chusteczkę? W sierpniu pożegnaliśmy na zawsze mistrza ligi NBA, który w owej lidze w sezonach 13/14 i 14/15 zagrał dla Golden State łącznie 164 minuty zdobywając 35 punktów i zbierając 38 piłek… Ognjena Kuzmicia. Warriors zrezygnowali z QO (1,1 mln $) tym samym otwarcie przyznając, że zmarnowali swój 52 pick w 2012 roku. Kuzmić podpisał kontrakt z Panathinaikosem. Cześć.

Po braku większych zmian rotacja Golden State na kampanię 15/16 prezentuje się tak:



Dałem Jasona Thompsona w składzie przez Speightsem, w listopadzie okaże się czy słusznie. Powalczą ze sobą o czas gry za Draymondem Greenem (i tak część tego czasu spędzi tam Iguodala). Zmian w minutach gry być nie powinno. Ewentualnie znaczenie Festusa Ezeli zacznie rosnąc, wraz z oszczędzaniem Andrew Boguta.

Jak łatwo policzyć jest to 14 z możliwych 15 graczy zagwarantowanych. McAdoo ma tylko 100 tys. gwarantowane, ale na 99% w składzie pozostanie. Z walczących o ostatnie miejsce w rosterze podczas preseason największe szanse wydaje się mieć guard Ian Clark (w poprzednim sezonie grzanie ławy w Utah i Denver). Równie dobrze mogliby nikogo nie podpisywać, skoro płacenie podatku jest nieuniknione i grać 14-tką, ale kontuzja Looneya trochę komplikuje sprawę. Pozostało im jeszcze dogadanie się z Harrisonem Barnesem przed 31 października, inaczej w 2016 roku zostanie on zastrzeżonym wolnym agentem.

Jeśli chodzi o zmiany w składzie, to byłoby tyle. Z ławki trenerskiej odszedł asystent i koordynator ofensywny Alvin Gentry (do Pelicans jako główny trener). Zastąpiony został Luke'iem Waltonem (hej!), który będzie teraz głównym „Assistant Coach”. Utrata doświadczonego mózgu takiego jak Gentry może mieć znaczenie w potyczkach playoffowych, kiedy to kolejne defensywy będą szukać sposobów na poskromienie Splash Bros.

W 14/15 Warriors grali oczywiście najszybciej (98,3 posiadania na mecz – drudzy Clippers 94,7) i co za tym idzie, zdobywali najwięcej punktów (110,0 na mecz – drudzy Clippers 106,7) w NBA. Mieli też OCZYWIŚCIE najwięcej asyst na mecz (27,41 – drudzy Hawks 25,74) oraz najwyższą skuteczność z gry (47,8% - 2. LAC 47,3%) i w rzutach za 3 (39,8% - 2. ATL 38,0%). W celnych trójkach byli tylko za Rockets, a w zbiórkach ogólnie na 6-tym miejscu w lidze. Dodatkowo najlepiej bronili jak na tempo w którym grali (tak zwany Defensive Rating, czyli ilość punktów oddawana na 100 posiadań – 101,6 (Offensive Rating – 2 miejsce, tylko za Clippers). Ogólnie rzecz ujmując, zmasakrowali. Do tego jeszcze Klay i Dray wchodzą w swoje szczytowe momenty kariery, więc zjazdu w dół nie powinno tutaj być.

Będą problemy? Bogut poprzedni sezon miał wyjątkowo zdrowy, śmiem wątpić czy to powtórzy. Kolejnego 67-15 na pewno nie będzie, bo i nie będzie TEJ motywacji. Aczkolwiek granie na Zachodzie nie pozwala przebąkiwać sobie całego sezonu regularnego (tak jak mogą to zrobić Cavaliers). Walka  o wygranie sezonu regularnego zapowiada się co najmniej interesująco. Obstawiam, że tej walki tym razem nie wygrają.  Dla urozmaicenia tych zapowiedzi pokuszę się o jakiś mały typerek:

Golden State Warriors – 3. Miejsce na Zachodzie, 58-24.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz