Strony

Odsłony

piątek, 23 października 2015

Review #23: Cleveland Cavaliers

Tydzień z kontenderami: kontynuacja.
Są miasta, w których sezon regularny będzie ciekawszy niż w Cleveland. Tutaj fun zaczyna się w kwietniu, albo nawet i w maju.

Tylko dwóch spotkań zabrakło LeBronowi Jamesowi, żeby samemu przywieźć tytuł dla swojego rodzinnego stanu. Nice. Musiałby mieć wyjątkowego pecha, żeby znowu przystąpić do rywalizacji w tak okrojonym składzie. Zwłaszcza, że generalny menadżer David Griffin jeszcze polepszył rotację w trakcie offseason. To jest P.A.K.A., ale tymczasowo lekko zgnieciona.

Było sporo pytań i odpowiedzi tego lata w Ohio. Po kolei.

Draft. Cavaliers robią wymianę z Timberwolves, w której odsyłają gwarantowane pieniądze wybranego z 24. numerem Tyusa Jonesa, za te niegwarantowane, bo drugorundowe - Cedi Osman [31. pick] i Rakeem Christmas [36. pick]. 20-letni turecki skrzydłowy zostanie jednak w swojej ojczyźnie na najbliższe dwa lata, grając dla Anadolu Efes. Z kolei Christmas został przehandlowany miesiąc po naborze do Indianapolis w zamian za second-rounder w 2019.
Swój 53. wybór Kawalerzyści już zostawili, ale wysłali osobę Sir'Dominica Pointera do D-League. W ten sposób nie stracili żadnego slota dla nie potrzebnych im obecnie młokosów.

No i tak, przed startem wolnej agentury Kevin Love zrezygnował ze swojej opcji gracza (16,74 mln) na sezon 15/16. To samo zrobił LeBron James (21,57 mln). Pewnie były artykuły, które próbowały zrobić z tego aferę, ale w zasadzie tylko decyzji Love'a o przedłużeniu z Cavaliers nie można było być w stu procentach pewnym. 1 lipca było po sprawie, bo Love nawet z nikim nie umawiając żadnego meetingu, podpisał z Cleveland w pełni gwarantowane maksimum - 113,2 mln/5 lat. Tak więc, Kevin spędzi tutaj swój calutki prime, a jak w 2020 zostanie niezastrzeżony, będzie mieć dopiero 31 lat i nadal szansę na zarobienie pokaźnych pieniędzy.

Tego samego dnia, właściciel Dan Gilbert sypnął hajsem i dla podstawowego shooting-guarda w rotacji, zastrzeżonego wtedy Imana Shumperta. Najpopularniejszy hi-top w lidze otrzymał konkretne pieniądze - 40 mln/4 lata. Dobry kontrakt, również w pełni gwarantowany.

6 lipca udało się Cavaliers pozyskać dobrego znajomego Jamesa, Maurice'a Williamsa. 32-letni Mo po półrocznej przygodnie w Charlotte, w tym wieku ponownie chce powalczyć z LeBronem o tytuł. Zgodził się na 2-letnią umowę wartą 4,3 miliona dolarów, gdzie drugi rok to opcja gracza. Very good.

Sam LBJ czekał właśnie na to (żeby wcześniejszym przedłużeniem nie zapchać salary-cap na wolnych agentów) i podpisał kolejny, firmowy dla siebie już kontrakt 1+1 - 47 mln/2 lata, z czego "+1" to opcja gracza w następne lato, z której oczywiście James zrezygnuje i wtedy podpisze ponownie to samo (przy okazji maksymalizując swoje zarobki - salary pójdzie w górę), żeby w 2017, jak salary-cap będzie wynosić przypuszczalnie 108 milionów dolców (w 2016 - 89 mln), załatwić sobie wieloletni kontrakt. Cała operacja polega na tym, że Cavs nie mają póki co całkowitych Praw Birda do LeBrona, dlatego nie mogą mu zaoferować pełnego, 5-letniego przedłużenia umowy z 7,5-procentowym corocznym wzrostem zarobków względem pierwszego roku kontraktowego. Takie Prawa Birda mogą nabyć podpisując z Jamesem nowe umowy trzykrotnie. W tym roku zyskali już Early Bird Rights, jako że to drugi kontrakt i w związku z tym, LeBron za rok mógłby otrzymać większą umowę niż tego lata (ale nadal tylko 4-letnią, z 4,5-procentowym wzrostem co rok). Za trzecim razem (w 2017) uzyskają Full Bird Rights i wtedy w wieku 32 lat, LBJ załatwi sobie najwyższą możliwą umowę, jaką będzie mógł otrzymać zawodnik NBA - 204,7 mln/5 lat. Holy shit. Po królewsku.

Mając dogadane to co najważniejsze, Cavaliers skupili się na kompletowaniu składu. Najpierw na ponowny jednoroczny, minimalny kontrakt (1,5 mln/1 rok) podpisali Jamesa Jonesa, który od 2010 jest przy boku Jamesa i chyba się już z nim nie rozstanie, bo ma 35 lat.

Następnie przekonano Richarda Jeffersona, że nie warto podpisywać umowy w Dallas, po tym jak DeAndre Jordan pokazał Mavsom faka. Również 35-letni Rysiek się zgodził i otrzyma identyczne pieniądze co Jones. Niezły ruch Cavaliers.

Nie mogło też się obyć bez przedłużenia hustle-boya minionych playoffów, Matthew Dellavedovy. Był on zastrzeżony, ale przez prawie miesiąc nikt się po niego nie zgłosił (a przynajmniej nic o tym nie wiadomo), albo po prostu odrzucał wszystkie oferty czekając na tą z Cleveland. Nie otrzymał nic specjalnego od będących i tak już kilkanaście milionów ponad progiem salary-cap Cavs, bo tylko jednoroczną umowę wartą 1,15 miliona, z opcją wykorzystania Qualifying Offer (1,22 mln) w następne lato, co uczyni go ponownie RFA.

Był jeszcze jeden, cichy deal. W sierpniu ściągnięto do Ohio, rosyjskiego Aleksandra "Sashę" Olegowicza Kauna. 30-letni center został wybrany przez Cavaliers w 2008 roku z 56. pickiem, ale przez cały czas nie ruszył się z Rosji, gdzie grał dla moskiewskiego CSKA. Dla Cavs będzie niczym a więcej, a polisą ubezpieczeniową gdyby ponownie jakiejś kontuzji nabawił się Andy Varejao. Full gwarantowane 2,5 mln/2 lata + QO na 3 rok warte 1,6 mln.

Do składu przybyło 3 zawodników, to oznacza, że co najmniej tyle samo musiało ten skład opuścić.
 Pierwszy desantował się 37-letni Shawn Marion, który nie miał już parcia na pierścień, po ugraniu jednego z Dallas Mavericks i zakończył karierę. #Matrix4ever Wiedziałeś, że Al Harrington nie żyje od 2001?
Kendrick Perkins też w Cleveland dłużej nie pogra. Cavaliers nie zdecydowali się podjąć rozmów z niezastrzeżonym weteranem, który pod koniec lipca wylądował w Nowym Orleanie na minimalnej umowie. To fascynujące, jakim cudem trzyma się jeszcze w NBA.
Cavs mieli czas do 31 lipca, żeby zdobyć coś w zamian za niegwarantowaną na sezon 15/16, 10,5-milionową umowę Brendana Haywooda. Nie udało się, ale oddając go do Portland pozbyli się przynajmniej gwarantowanych pieniędzy (2,8 mln), jakie miał otrzymać od nich w tym sezonie inny weteran, Mike Miller. Dodatkowo dorzucili Blazersom dwa second-roundery (2019 i 2020), a otrzymali tylko gotówkę. Co ważne, stworzyli sobie w ten sposób dwa Trade Exceptions równowartości kontraktów obu panów. To się może przydać podczas Trade Deadline.

Na prawie już zakończenie przyszło dogadanie się z niezastrzeżonym J.R. Smithem. Kochający sznurówki człowiek zrezygnował w czerwcu ze swojej Player Option na ten sezon wartej 6,4 miliona dolarów, przeświadczony o tym, że gdzieś dostanie większe pieniądze. Czekał do września, żeby zrozumieć, że takowych od nikogo nie dostanie. Ostatecznie przystał na 2-roczną umowę od Cavaliers wartą łącznie 10 mln (drugi rok opcją gracza) i w ten sposób stracił 1,4 melona. Nie wiem co nagadał mu jego agent, Leon Rose (również agent Carmelo i Chrisa Paula), ale nagadał mu źle.

Offseason w Cleveland skończył się dopiero 2 dni temu, po tym jak bo morderczej bitwie, Tristan Thompson wywalczył dla siebie w pełni gwarantowany 5-letni kontrakt wart 82 miliony dolarów. DeMarcus Cousins ma bekę. Mniejszą bekę ma Dan Gilbert, którego ten kontrakt kosztuje jeszcze więcej, ze względu na to, że salary Cavs na te rozgrywki urosło o kolejne 7,5 miliona (kasa za ten rok minus Qualifying Offer), a co za tym idzie przyjdzie Gilbertowi zapłacić kilkanaście baniek więcej jako podatek od luksusu. Cavaliers w kontraktach mają łącznie ponad 110 milionów i do ligowej kasy wpłacą około 74-milionowy podatek. Łącznie 184 mln. Tylko Mikhaił Prochorov zapłacił więcej w przeszłości (197 mln w 13/14). Drogo właścicielowi Cavaliers wyjdzie ewentualne nie zdobycie mistrzostwa, bo w zasadzie zagwarantował sobie płacenie podatku przez najbliższe 5 lat.

Mówiłem, że trochę zgnieciona paczka Cleveland Cavaliers 2015/16:


Wgniecenie numer jeden: lewe kolano (dokładniej: złamana rzepka) Kyriego Irvinga uszkodzone podczas Game 1 w serii z Warriors. Uncle Drew jest trochę bardziej jak Grandfather Drew. Irving przez najnowszą kontuzję opuści do dwóch miesięcy sezonu regularnego. Szkoda, że ledwie 23-letni, mający potencjał na bycie Hall Of Famerem (nie przesadzam) Irving, musi być już oszczędzany jak prawdziwi weterani, co w RS skończy się redukcją minut (podobnie jak u Jamesa). Kyrie ma za sobą najlepszy sezon w karierze, w którym trafiał career-high aż 41,5% z dystansu (46,8% z gry) przy ponad dwóch celnych trójkach/mecz (Top-15 w NBA). Spadła mu oczywiście łączna ilość prób z gry na rzecz Jamesa i Love'a, ale za to te próby zyskały na jakości. Kyrie miał 10. w lidze Win Shares [suma Offensive i Defensive Shares, tutaj jest co się jak liczy / Win Shares to lepszy wyznacznik niż trochę już przestarzały PER): 10,4 - identyczne co LeBron. Jego gra w ataku to poezja, jednak zapowiedział, że ograniczy wjazdy pod kosz dla dbania o zdrowie (42% jego prób pochodziło z paint). Obrońcą jeszcze świetnym się nie stał i być może nim nie zostanie, ale potrafi być solidny, bo używa inteligencji. Tyle wystarczy przy posiadaniu obok lepszych od siebie defensorów.

Wgniecenie numer dwa: prawy nadgarstek Imana Shumperta, na którym przeszedł operację pod koniec września i planowo ma wrócić dopiero na styczeń. Znam zdrowszych ludzi niż Iman, który przez 4 lata kariery opuścił 69 spotkań, a teraz opuści kolejne 30. Liczący sobie 25 wiosen Shumpert to specjalista od defensywy i w ubiegłym sezonie dobrze zatrzymywał bronionych przez siebie rywali na skuteczności 42,1%. Dlatego też David Blatt preferuje grać nim w starting-five, zamiast Smithem. W ataku Cavaliers zredukowano rolę Shumperta do spotowania na dystansie, skąd oddawał ponad połowę wszystkich swoich rzutów i trafiał tylko 33,8% z nich. Z mid-range radzi już sobie dużo lepiej - 47,7%, przez co obrona rywali nie może go kompletnie ignorować. Wartościowy zawodnik, szkoda że łamliwy.

Niezgnieciona za to jest ta najważniejsza część paki, LeBron James. Chociaż nawet i tutaj można znaleźć ciut wgięcie, bo tydzień temu James kontuzjował sobie plecy, przez co aktualnie jest inactive, ale na season-opener w Chicago wróci na pewno. W ostatnich rozgrywkach LeBron finalnie przestał poprawiać swoją skuteczność (7 sezonów z rzędu progresu), z którą doszedł w Miami na niebotyczny poziom (56,7%, teraz 48,8%), ale zmiana systemu gry go oczywiście usprawiedliwia. King James nadal pozostał tym wjeżdżającym czołgiem pod kosz, chociaż nie robi tego już tak często, żeby wydłużyć swoją karierę. Wyniósł swoją grę bardziej na dystans, skąd oddawał najwięcej prób od 2010, ale nie był tam skuteczny (35,4%, bo to nigdy nie był jego konik - średnio 34,2% w karierze). Trafiał stamtąd fatalne 22,7% w playoffach i w letniej przerwie z pewnością wziął to pod grubą lupę. Pozostaje najlepszym nie-guardem podającym w NBA, chociaż tracił dla siebie rekordowe 3,9 piłki/mecz (nauka gry w nowym systemie). Obrońcą pozostaje doskonałym, kiedy mu się chce (w RS bywało z tym różnie) albo zwyczajnie jak jest największa potrzeba. I nie ma co po nim za to jeździć, bo po trzydziestce nie należy wymagać, żeby zasuwał jak pociąg przez całą kampanię. Mam taki cichy typ, że w tym sezonie może na poważnie wrócić do walki o MVP sezonu regularnego (w zasadzie to nigdy z niej nie wypadł), ale szarżowania na siłę nie będzie, bo liczy się tylko wiosna.

Po dostaniu maxa, pod ciągłą obserwacją będzie współpraca Kevina Love'a z tym powyżej. Love przedwcześnie zakończył swój premierowy sezon w Ohio (bark) i jego rehabilitacja trwała do zeszłego tygodnia, aż w niedzielę zadebiutował w preseason. Kevinowi trochę zajęło (nadal zajmuje) wgrywanie się w drużynę z większymi gwiazdami niż on sam. Podobną drogę przeszedł 5 lat temu Chris Bosh, ale dał radę. Love też da. Pod nieobecność Irvinga więcej odpowiedzialności zostanie przelane na jego barki i powinien sobie przypomnieć jak to bywało swego czasu w Minnesocie. W Cleveland oddalił się od kosza i three-pointerów (36,7% celności) oddawał praktycznie tyle samo, co rzutów w paint. To nie najlepszy defensor (rywale z nim przy obręczy kończyli ze skutecznością 52,6%), bo jest chyba po prostu trochę za miękki. Musi zrobić tutaj upgrade, jeśli chce być wart pieniędzy, które od tego sezonu zarabia. Pick'n'popy James/Love to jedna z najtrudniejszych akcji do obrony w NBA, będzie tego dużo.

Aktualnie niekompletną wyjściową piątkę zamyka Timofey Mozgov, który po styczniowym transferze z Denver, grał swoją najlepszą koszykówkę w życiu, wchodząc w buty nieobecnego Varejao. W Cleveland ograniczono jego średnio efektywne próby z mid-range i wstawiono go pod samą obręcz, gdzie znaczną część swoich akcji kończył wsadem (6. miejsce w lidze), co dało mu career-high skuteczność z gry 59% (10. miejsce). W playoffach dalej prezentował się zaskakująco dobrze, nie przegrywając match-up'ów z wyżej notowanymi Joakimem Noah i Alem Horfordem. Po bronionej stronie parkietu jest solidny, chociaż ustawianie go w piątce obok Love'a z pewnością nie tworzy tam podkoszowego muru nie do przejścia. W ostatnich dwóch sezonach opuścił tylko 1 spotkanie, ma 29 lat i jest w contract-year. To dobra kombinacja dla Cavaliers.

Czas na dwójkę, która przez najbliższe dwa miesiące wychodzić będzie w S5. Najpierw Mo Williams, mający za sobą bardzo dobry sezon, zwłaszcza w jego drugiej części w Charlotte, gdzie przez pewien okres sam ciągnął Hornets do Top-8. W Ohio grał już w sezonach 08/09 i 09/10 razem z Jamesem, będąc drugim najlepszym graczem drużyny. Teraz z powodzeniem powinien zastępować Irvinga, a po jego powrocie będzie dużą nadwyżką nad Dellym jako back-up (w sumie Mo jest tutaj z jednym z najlepszych w NBA w tej roli). Maurice to zawodnik bardziej kreujący grę, niż strzelający do kosza i to dobre wieści dla Cavaliers, bo podczas ubiegłych rozgrywek rezerwowy line-up często musiał wspomagać się LeBronem, bo zwyczajnie nie miał tam kto kozłować piłki i wszystko stało w miejscu.

Williams ma za zadanie zbudowanie chemii z J.R. Smithem. Swish w Cleveland został ograniczony tylko i wyłącznie do roli spot-up shootera z dystansu (2/3 jego wszystkich prób) i spisywał się tam znakomicie trafiając średnio 39% rzutów przy 2,8 trójki/mecz (5. wynik w NBA). I to jest w zasadzie wszystko czego się od niego wymaga, ma trafiać. Obrońcą jest słabym (chociaż zatrzymywał swoich rywali na 42,1% - statystyki potrafią kłamać), bo często zdarza mu się zamulić (to od jarania) i zgubić zawodnika, którego kryje. Smith ma już 30 lat, ale jego zdolności strzeleckie mogą pozostawić go w NBA jeszcze na długo, mimo że do niedawna wróżono mu ligę chińską. Ustawienie Mo/J.R. wygląda co najmniej ciekawie. Nie tylko na papierze.

Matthew Dellavedova trochę niesprawiedliwie utraci sprawiedliwie wywalczony czas gry, ale nawet jeśli w trakcie sezonu regularnego będzie grać mało, to w playoffach znowu możemy sobie o nim przypomnieć, kiedy to coach Blatt będzie chciał spuścić swojego rottweilera na jakiegoś Isaiaha Thomasa. Australijczykowi seria z Warriors wypunktowała jego niedoskonałości ofensywne, gdzie grając w starting-five po prostu nie był w stanie tego udźwignąć. To gracz na jedną stronę parkietu z domieszką rzutu trzypunktowego (40,7% przy 1 celnym rzucie na mecz w 14/15), dlatego jest taki cenny.

Innym guardem, tym który ma tutaj najmniejsze znaczenie, jest drugoroczniak Joe Harris. Rozegrał dla Cavaliers 51 spotkań (wyłączając garbage-time w playoffach) i widać, że jest kreowany na kolejnego shootera - 70% jego prób to były trójki (36,7% skuteczności). Ciężko stwierdzić czy coś z niego będzie, ma 24 lata, więc to nie jakiś Bruno Caboclo. Może mieć to szczęście zdobycia pierścienia za podawanie ręczników i przybijanie piątek. Ze względu na wzmocnioną obwodową rotację, najczęściej zobaczysz go w garniaku, o ile w ogóle go zauważysz.

Przenosząc się wyżej, dostrzegam minuty dla Richarda Jeffersona. 35-latek miał nawet-nawet kampanię w Dallas, mimo że w playoffach gdzieś zaginął. Jeszcze jeden tylko-strzelec (38% z dystansu w karierze) do tej rotacji i czarna dziura w obronie.

Powalczy z wiekowym rówieśnikiem, Jamesem Jonesem. Nie robiąc ctrl+c -> ctrl+v informuję, że Jones to w tej chwili identyczny gracz co R-Jax. Ujrzenie jak oddaje inny rzut niż 3-pointer czyni Cię Świadkiem. Nie od dziś wiadomo, że LeBron James otoczony czwórką shooterów, to najlepszy LeBron James. Dlatego ich lubi.

W końcu przy kimś nie napiszę, że dobrze rzuca trójki. Tristan Thompson po straceniu całego preseason przez 2 miliony (bo Cavaliers już w lipcu proponowali mu 80/5) wraca do szatni Cavs. Przyjmą go jak brata, ale nie wiem czy zrobią to kibice w Quicken Loans Arena. W każdym razie, dostał spasiony kontrakt (nawet uwzględniając wzrost salary), jak na swoje umiejętności zbierania piłek z tablic (3,3 ofensywnej zbiórki/mecz - 5. miejsce w lidze, ale z tego Top-5 przebywał najkrócej na parkiecie) i póki co tylko solidną obronę. Warto dodać, że identyczny kontrakt w to lato podpisał Draymond Green. TT do Draya daleko, mimo że jest ledwie o rok młodszy. Jednak jako opcja z ławki powinien robić rzeż na rezerwowych rywali (i to będzie zawyżać jego realną wartość), zwłaszcza że ma trochę do udowodnienia po otrzymaniu takiej many. W Cleveland liczą, że Kanadyjczyk stanie się jednym z najlepszych defensorów na swojej pozycji w NBA. I jest to możliwe.

Anderson Varejao wraca po kolejnym już w większości straconym sezonie (4 z ostatnich 5) i posiada jeden z najgorszych kontraktów w lidze, który w dodatku wchodzi dopiero od tego sezonu (30 mln/3 lata, ostatni rok Team Option). Najgorszych, bo nie ma podstaw, żeby wierzyć, że w wieku 33 lat Andy będzie zdrowy na dłużej niż 2-3 miesiące. Pomóc mu w tym ma granie z ławki na ograniczonych minutach. Przez to, że dawno go nie widziałem, to już trochę zapominam jak on gra. Powinien się nieźle uzupełniać z Thompsonem, bo w przeciwieństwie do niego jest ofensywnym podkoszowym, z licznymi słabościami w obronie.

Cavaliers tym razem zabezpieczyli się, jakby Brazylijczykowi coś się stało. Nie oglądam Euroligi, więc nie znam Sashy Kauna. W preseason nie załatwił sobie żadnego highlightu typu "Sasha Kaun 10 points 8 rebounds", więc nie należy spodziewać się tutaj wiele. Przy zdrowych Mozgovie/Varejao nie ma szans na grę. Przynajmniej Timofey ma z kim pogawaryszyć.

Jest to 14 gwarantowanych umów na sezon 15/16 i całkiem prawdopodobne, że na tym Cavaliers poprzestaną, bo każde podpisanie 15-tego zawodnika nie kosztuje ich 1 milion, tylko uwzględniając podatek, jakieś 4 miliony. Walczą o to: Austin Daye (zwolniony w lipcu z Hawks) i Jared Cunningham (o!) - tylko ci dwaj mają realne szanse. Reszty nie chce mi się wymieniać, bo Tobie nie chciałoby się tego czytać.


Po przeczołganiu się przez skład, pora na sytuację kontraktową, o której już co nieco było. Cavaliers jako jedyni w lidze mają do 2019 aż pięciu zawodników (wliczam LeBrona) zarabiających ponad 10 milionów dolarów rocznie. Irving-Shumpert-James-Love-Thompson gwarantują im grę rok w rok w co najmniej Finałach Konferencji, więc kibice w Ohio mogą spać wyjątkowo spokojnie. Po tym sezonie najważniejszą niezastrzeżoną postacią będzie Mozgov (Cavs nie będą mieć pieniędzy na przedłużenie go i wróci problem braku solidnego centra), a obok niego Jefferson i Jones. Niegwarantowaną umowę na przyszłą kampanię ma Harris (980 tys.). Zastrzeżony będzie Dellavedova, a opcje gracza mają Smith (5 mln) i Williams (2,2 mln). James też, ale to bez znaczenia.

Konferencja Wschodnia naprawdę powinna zmienić nazwę na Konferencja LeBrona Jamesa, bo aktualnie wygrał ją 5 razy z rzędu i może to potrwać jeszcze drugie tyle. Jak na starcie, sezon regularny będzie tylko dalszym zgrywaniem się z Lovem i formowaniem solidnej ławki rezerwowych, która w kwietniu powinna być jedną z najlepszych w lidze. Ostatnio była Top-5 najgorszą, więc Cleveland Cavaliers automatycznie urośli do roli najpoważniejszego kontendera. I to widać w typach bukmacherskich, gdzie za każdego postawionego na nich dolara otrzymasz ledwie 2 dolce i 80 centów. (dalej Spurs 4/1, Warriors 5/1 i OKC 8/1). Jeśli jednak LeBron znowu nie przywiezie tytułu, zacznie ciążyć na nim realna presja, porównywalna z tą z 2011 i 2012 roku w Miami.

Typ: Cleveland Cavaliers - 1. miejsce w Konferencji Wschodniej, 60-22.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz