Strony

Odsłony

sobota, 31 października 2015

Preview: noc rewanżów



6 meczów w sobotnią noc i już kilka rewanżów w ramach tego sezonu. DeMarcus Cousins kontra idiota z Clippers i Najlepszy póki co w crunchtime Bradley Beal kontra New York Knicks.

Indiana Pacers (0-2) - Utah Jazz (1-1)

Jeszcze rok temu mówilibyśmy o tym meczu jako o jednym z najnudniejszych w sezonie. Oba zespoły grały bardzo wolno, bardzo defensywnie. Pacers zmienili ten stan rzeczy, ale póki co zwycięstw brak. Główna w tym zasługa tego, że nie siedzi rzut Paula George'a. Nowy silny skrzydłowy Pacers trafił póki co 9 rzutów w dwa mecze z gry (28,1%) i popełnił 7 strat. Do tego Monta Ellis jeszcze nie znalazł swoich klepek w Conseco Fieldhouse i też trafia słabo, na 26,1%. A gdy twoi dwaj najlepsi strzelcy nie przekraczają 30% z gry, to nie możesz wygrywać. Chyba że miałbyś świetną obronę, ale główne elementy tej obrony są teraz odpowiednio w Los Angeles i San Antonio.

Bardzo możliwe, że Frank Vogel ponownie wystawi w pierwszej piątce Jordana Hilla, jak w starciu z Memphis Grizzlies, żeby się lepiej dopasować do rywala. To oznacza większą szansę na minuty Mylesa Turnera, który był bardzo dobry w swoim debiucie na 8 punktów, 4 zbiórki, 2 przechwyty i 1 blok. A na Derricka Favorsa przyda się ktoś dobrze broniący. Favors, który miał rozciągać obronę rywala rzutami z coraz większej odległości, za linię rzutów za 3 jeszcze nie wyszedł, ale trafia 50% z gry i zdobywa 23,0 punktu na mecz. I nikt nie odczuwa póki co mniejszego udziału w ofensywie Gordona Haywarda.

Typ: mimo, że 4 ostatnie mecze i 6 z 7 wygrali Pacers, to stawiam na Jazz.

Washington Wizards (2-0) - New York Knicks (1-1)

Wygrana w tym meczu może dać pierwszy start 3-0 dla Wizards od dekady. To były jeszcze czasy, gdy Gilbert Arenas nie przynosił do szatni pistoletów, a John Wall dopiero zaczynał doskakiwać do obręczy. Wizards w dwóch pierwszych meczach nie oczarowali, ale byli na tyle skuteczni, żeby wygrać oba swoje mecze w końcówkach. Bryluje póki co Bradley Beal, który trafia ważne rzuty, Marcin Gortat robi swoje na deskach i nie widać jak na razie tych zmęczonych nóg, które widzieliśmy na Eurobaskecie.

Knicks muszą znaleźć rytm Carmelo Anthony'ego. Póki co ich lider trafia 32,6% z gry i aż 8,3% za trzy. Gorzej być nie może, chyba że Melo będzie chciał kontynuować swoją walkę o miano największego samoluba w lidze. W spotkaniu z Hawks oddał 27 rzutów i wykonał 29 podań. Oczywiście do Kobego mu daleko. Ten w spotkaniu z Timberwolves miał 24 rzuty i 15 podań. Jemu nie dorówna nikt. Ja chętnie przyjrzę się grze Kyle'a O'Quinna, którego jestem fanem jeszcze za czasów debiutanckiego sezonu w Orlando Magic. Jest świetnym zmiennikiem dla Robina Lopeza i mając przeciwko sobie Nene może poszaleć, szczególnie w ataku.

Typ: Wizards, a Melo znów będzie pudłował

New Orleans Pelicans (0-2) - Golden State Warriors (2-0)

Anthony Davis wchodzi w ten sezon bardzo ostrożnie. Nie ma niestety kto go obsługiwać dobrymi podaniami, bo Tyreke Evans jest kontuzjowany, a Jrue Holiday jeszcze nie jest w pełni zdrowia. Eksperyment z Natem Robinsonem został zakończony bardzo szybko, ale przyjście w jego miejsce Toneya Douglasa nie jest rozwiązaniem. To ten sam typ zawodnika, też najpierw szuka rzutu dla siebie, a nie podania. Na pocieszenie dla Pelicans jest szansa, że do gry wrócą Luke Babbitt i Omer Asik. Gra tego drugiego to koniec wybryków Kendricka Perkinsa w ofensywie. Zabawne, ale chyba tylko dla nas, nie dla samych Pelicans.

Stephen Curry już gra jakby walczył o tytuł MVP. Klay Thompson z kolei wciąż gra jak w finałach NBA, czyli zdecydowanie poza formą. 1 celna trójka w dwóch meczach, 38,9% z gry i mała agresja. Na razie oddaje 13 rzutów na 36 minut gry, co jest najgorszym wynikiem w jego karierze. Na razie mała próba, ale na pewno nie jest to pozytywny znak. Na parkiecie nie pojawi się przez jakiś czas Andrew Bogut, u którego stwierdzono wstrząśnienie mózgu. Zastąpi go ponownie Festus Ezeli i ten stan rzeczy jeszcze przez jakiś czas potrwa.

Typ: Zdecydowanie Warriors, chociaż możemy mieć pierwszy świetny występ w ataku Davisa

Memphis Grizzlies (1-1) - Brooklyn Nets (0-2)

Tony Allen wrócił do pierwszej piątki i zwycięstwo trafiło pod strzechy Grizzlies. Jeff Green nie może grać w pierwszej piątce zespołu grającego o coś poważnego w NBA, co najwyżej może być niezłym rezerwowym. Brooklyn Nets nie będą żadnym rywalem dla Grizzlies i nie spodziewam się tutaj niczego więcej niż 80 punktów dla drużyny z Brooklynu. Ciekawe do oglądania będzie na pewno niszczenie strefy podkoszowej przez Gasola i Randolpha, szczególnie we fragmentach gdy na parkiecie będzie Andrea Bargnani.

Jeszcze rok temu gdyby ktoś mi dał za zadanie podanie jednego nazwiska zawodnika, który gra w Nets, a sprawdziłby się w Grizzlies, napisałbym że Joe Johnson, tymczasem na dzisiaj jest to Rondae Hollis-Jefferson, który świetnie by do nich pasował pod względem defensywy. I póki co jest jedynym powodem, dla którego włączam na League Passie mecze Nets. Na inne powody czekam, panie Thomasie Robinsonie.

Typ: Grizzlies, ale będzie wiało nudą

Portland Trail Blazers (1-1) - Phoenix Suns (1-1)

Historią tego sezonu będą bardzo nieregularne pokazy umiejętności strzeleckich C.J. McColluma i Damiana Lillarda. Ten pierwszy zaliczył już swój coming out, rzucając 37 punktów na Pelicans. Ten drugi jeszcze nic wielkiego nie zrobił i obstawiam, że to będzie jego mecz. Gra pod ich obu blokuje rozwój Masona Plumleego, Noaha Vonleha, Eda Davisa i Meyersa Leonarda. A jako, że od zawsze jestem fanem zawodników podkoszowych, to bardzo mnie to martwi.

T.J. Warren już wskakuje w buty Geralda Greena po stronie atakowanej, na szczęście po bronionej jest o niebo lepszy. Dobrze, że Jeff Hornacek daje mu więcej szans niż przed sezonem. Brakuje mi jeszcze poważnej szansy dla Devina Bookera. Już w Oklahoma City tak długo trzymali na ławce Jeremy'ego Lamba i Perry'ego Jonesa, że pierwszy teraz jest rezerwowym w Charlotte, a drugi został właśnie wybrany z 3. numerem w drafcie NBDL przez Iowa Energy. Mam nadzieję, że Hornacek szybko się do niego przekona i da regularnie po 10-15 minut co mecz.

Typ: Remis? Nie mam pojęcia.

Los Angeles Clippers (2-0) - Sacramento Kings (1-1)

I hate them. I honestly do. Tak Boogie, nie tylko Ty nie przepadasz za LA Clippers. Póki co mnie nie przekonują. Lance Stephenson łamie zagrywki i zdarzają się momenty, że Blake Griffin patrzy na niego i ma nadzieję, że ten szybko odda piłkę i pozwoli zagrać akcję. Josh Smith póki co daje tylko bloki i faule z ławki, a Paul Pierce jeszcze się nie wstrzelił. Aha, Chris Paul zanotował mecz na 9 punktów i 5 asyst. A Clippers i tak są 2-0. Bo Blake Griffin już włączył tryb play-offs.

Kings grają w back-to-back z drużynami z LA i za bardzo się nie napodróżowali, bo grają kolejny dzień wewnątrz Kalifornii. Rajon Rondo przypominał wczoraj w nocy Rajona Rondo, ale D'Angelo Russell nie jest takim wymagającym rywalem jak Chris Paul. To mimo wszystko wlewa w moje serce nieco optymizmu, w końcu jestem jednym z niewielu fanów Kings w tym kraju, prawda? Jeśli ktoś jeszcze jest, niech się ujawni, czuję się w tym taki samotny. DeMarcus Cousins trafia za 3 punkty, był nawet liderem NBA pod względem skuteczności. W Sacramento dzieją się dziwne rzeczy. Ale warto ich oglądać. Ja nastawiam budzik na 5 rano i będę ich oglądał doganiając live'a w okolicach czwartej kwarty. Dla Cousinsa i Rondo warto. Mam nadzieję, że chłopaki odpłacą za moje zaufanie.

Typ: Niestety Clippers, ale po walce.

1 komentarz: