Strony

Odsłony

czwartek, 5 listopada 2015

Recap dnia: Rzut po zwycięstwo Beala, Curry dalej na innym poziomie


Mecz na szczycie nie zawiódł. Golden State Warriors długo męczyli się w starciu z Los Angeles Clippers, jednak ostatecznie wyrwali zwycięstwo i za sprawą Stepha Curry'ego pozostali jedną z dwóch niepokonanych drużyn w całej lidze. Na innych parkietach też się działo. Dogrywka w Houston, emocjonująca końcówka w Waszyngtonie. NBA!

13-11 dnia: Clippers postawili mistrzom NBA zdecydowanie większy opór, niż reszta ich dotychczasowych przeciwników, jednak prowadzenie 10 punktami w pewnym momencie 4. kwarty nie wystarczyło na sprawienie niemałej niespodzianki. Wojownicy w swoim stylu szybko podnieśli się z kolan, za sprawą świetnego Harrisona Barnesa powrócili do meczu i przez ostatnie 6 minut postanowili obserwować jak Steph Curry wygrywa im kolejne spotkanie. Lider Warriors zdobył 13 punktów, trafił porcję niesamowitych trójek z dziesiątego metra i w pojedynkę wyprzedził drużynę Doca Riversa, która w tym samym czasie zdobyła ledwie 11 oczek. Sezon na 70 zwycięstw jest jak najbardziej w zasięgu.




Czapa dnia: Gdy Blake Griffin atakuje obręcz swoich rywali możecie być gotowi na więcej niż ekscytujący highlight. Tym razem było podobnie, jednak wbrew oczekiwaniom, to właśnie zawodnik Clippers znalazł się po tej złej stronie plakatu. Panie i Panowie, przed państwem Festus Ezeli:


110 sekund dnia: Dokładnie tyle czasu Toronto Raptors spędzili na prowadzeniu w spotkaniu przeciwko Oklahomie City Thunder. Wystarczyło. Podopieczni Dwane’a Caseya w samej końcówce wyrwali swoje piąte zwycięstwo z rzędu i pozostają jedyną obok Golden State Warriors niepokonaną drużyną w całej lidze. Sukces po raz kolejny zawdzięczają znakomitej obronie. W czwartej kwarcie zatrzymali gospodarzy na 25 proc. z gry (5/20) i pozwolili Russellowi Westbrookowi na bycie złym Russellem Westbrookiem. Rozgrywający Thunder rzucał, nie trafiał i zabierał kolejne posiadania Kevinowi Durantowi, który w ostatnich 12 minutach meczu oddał tylko dwa (!) rzuty.

Buntownik dnia: Podobnie jak większość fanów koszykówki, LeBron James nigdy nie był miłośnikiem koszulek z rękawkami. W meczu przeciwko Knicks najlepszy zawodnik ligi postanowił zademonstrować swoją frustrację i chcąc nie chcąc, został głosem wszystkich tych, którzy twory ADIDASa najchętniej wyrzuciliby do kosza. Przy stanie 36-27 dla gości, LeBron ostentacyjnie rozerwał dodatkowe części materiału i całą drugą połowę spędził wietrząc swoje pachy. Zadziałało. Cavs pozbierali się po słabej pierwszej kwarcie i wygrali 96-86. Wkrótce powinniśmy się przekonać, co o tym wszystkim sądzi Adam Silver…



Rzut dnia: Celtom zabrakło szczęścia w końcówce spotkania przeciwko Pacers i nic dziwnego, bo jego limit wyczerpał wcześniej Jae Crowder. Młody skrzydłowy, próbując wyrzucić piłkę z autu spod własnego kosza, zamiast podać do swoich kolegów, podał do… obręczy. I to jak! Punkty nie zostały niestety zaliczone i można chyba powiedzieć, że była to najpiękniejsza strata, jaką zobaczymy w tym sezonie.



"Prawie jak Steph Curry" dnia: Rockets wracają na właściwe tory, ale James Harden nadal nie potrafi sobie przypomnieć o swojej znakomitej formie z zeszłego roku. W wygranym po dogrywce meczu z Magic rzucił co prawda 28 punktów, ale trafił przy tym tylko 6 rzutów z gry i był 2/11 (!) z dystansu. W całym sezonie brodacz rzuca trójki na 16 proc. skuteczności i to chyba najwyższa pora, aby przestał bawić się w Stpehena Curry'ego.

Niespodzianka dnia: Washington Wizards zapewnili swoim fanom prawdziwy roller-coaster. Zaczęli mecz ze Spurs od runu 19-2, ale swoją przewagę roztrwonili bardzo szybko i pierwszą kwartę przegrali ostatecznie 23-22. Gdy wydawało się, że to Spurs wyjadą z Waszyngtonu ze zwycięstwem, do roboty wziął się jednak duet John Wall-Bradley Beal. Ten pierwszy kierował come-backiem Wizards w czwartej kwarcie, a drugi na 0,3 sekundy do końca trafił rzut po zwycięstwo. Mniam!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz