Strony

Odsłony

niedziela, 1 listopada 2015

Preview: Halloween



Nie minął tydzień, a NBA raczy nas dwoma meczami o ludzkiej porze. Tak tak, dzisiaj żeby obejrzeć najlepszą ligę świata wystarczy włączyć League Pass już o 20:00 i 21:30. Nie są to może mecze najlepszych, ale zawsze lepiej popatrzeć na nich niż kogokolwiek z PLK. Sorry.



Skoro Halloweenowe przebrania mamy za sobą, to czas na zapowiedź.

Charlotte Hornets (0-2) - Atlanta Hawks (2-1)

Początek tego sezonu nie jest taki, jakby sobie tego w Charlotte wymarzyli. Tym bardziej, że z Hawks zmierzyli się dopiero co i przegrali. Ostatni raz rozpoczęli sezon od 3 przegranych w 2010 roku. To był początek ich zjazdu w kierunku najgorszego bilansu w historii NBA. Teraz na pewno tego nie chcą powtórzyć. Brak Michaela Kidd-Gilchrista będzie bardzo bolesny przez cały sezon. Nicolas Batum i Marvin Williams zanotowali już double-double w ostatnim meczu, ale pod względem skuteczności wygląda to słabo. Najczęściej rzucający Kemba Walker trafia tylko 32,3%, a Batum ledwie przekracza 40%.

Kyle Korver odpoczął sobie w ostatnim meczu i na początku sezonu w meczach dzień po dniu jeden z nich będzie opuszczał. Dzisiaj ma jednak zagrać. Poszukiwania następcy DeMarre Carrolla trwają i kreowany na niego Kent Bazemore po falstarcie w pierwszym meczu, z każdym kolejnym się rozkręca. Po 0 i 5 punktach w pierwszych meczach, w starciu z Hornets z piątku rzucił już 19 oczek i trafił 4 trójki. Oczywiście jeszcze daleko do stwierdzenia, że da radę, ale na pewno pokazuje, że potencjał w nim siedzi.

Typ: Hawks

Boston Celtics (1-1) - San Antonio Spurs (1-1)

Celtics kończą spotkaniem ze Spurs otwarcie sezonu trzema meczami we własnej hali. Celtics póki co mają problemy z trafieniem do kosza (podobnie jak połowa ligi), ale przy grze tylko we własnej hali, to jest problem. Oczywiście Brad Stevens to bagatelizuje, mówiąc, że zespół się jeszcze zgrywa. I ma rację, bo trzej najlepsi strzelcy zespołu (Thomas, Johnson, Crowder) rok temu o tej porze byli poza Bostonem. Na razie ich główną siłą jest ławka rezerwowych, napędzana przez Isaiaha Thomasa, który notuje 26,0 punktu na mecz. Łącznie gracze z ławki póki co rzucają aż 59,5% wszystkich punktów drużyny.

LaMarcus Aldridge przyzwyczaja się do nowej roli. Jeszcze rok temu oddawał średnio na mecz ponad 20 rzutów. W tej chwili jest tego niewiele ponad 12. Ofensywa Spurs kręci się wokół Kawhi Leonarda i tak powinno pozostać. Oczywiście widać jeszcze brak zgrania LMA z resztą zespołu, ale to kwestia czasu. Spurs dominują nad Celtics od 1993 roku. Z 41 ostatnich meczów wygrali 33 starcia, a także 7 ostatnich, różnicą średnio 12,1 punktu.

Typ: Spurs

Miami Heat (1-1) - Houston Rockets (0-2)

Proces zgrywania się Miami Heat póki co nie jest czymś przyjemnym. Erick Spoelstra szuka optymalnych ustawień i często kombinuje. Nie jest łatwo znaleźć odpowiednią grę choćby dla Gorana Dragicia, który najchętniej nie oddawałby piłki z rąk. Ale tego nie da się zrobić, gdy na boisku są jeszcze Dwyane Wade i Chris Bosh. Oczywiście nie trzeba mówić, że Luol Deng i Hassan Whiteside też chętnie oddadzą po kilka rzutów. Zatem na razie Heat zdecydowanie lepiej wyglądają na papierze. I póki zdrowie im będzie dopisywało, czas będzie pracował na ich korzyść. Dzisiaj na pewno warto zwrócić uwagę na fragmenty, gdy Justise Winslow będzie krył Jamesa Hardena. To może być fajne do oglądania.

A'propos Hardena, z najlepszych graczy ligi to właśnie James Harden wydaje się być najbardziej bez formy. Trafił na razie tylko 10 z 39 rzutów z gry, to jest 25,6%. A przecież Rockets żyją z jego gry. Sam Kevin McHale powiedział nawet, że cały zespół jest poza formą. A to nie wróży dobrze na zachodzie, gdzie niektórzy jak Thunder już wystartowali w tempie ekspresowym, a Rockets póki co nawet nie jedzie w tempie Pendolino. Ostatni raz Rockets zaczęli od 0-3 w 2010 roku. Wtedy też zaczęli trzyletni rozbrat z playoffami. To im raczej nie grozi, ale przydałoby się jak najwcześniej zacząć wygrywać.

Typ: Heat, chyba że Harden nagle rzuci 40 punktów.

Toronto Raptors (2-0) - Milwaukee Bucks (0-2)

Raptors świetnie weszli w ten sezon i chcą jak najszybciej zamazać zły obraz jaki po sobie zostawili w ostatnich play-off. DeMarre Carroll zagrał już jeden bardzo dobry mecz, Jonas Valanciunas też zaprezentował się nieźle i nowe elementy w ofensywie zespołu zaczynają klikać. Odchudzony Kyle Lowry sobie radzi bardzo dobrze, a Terrence Ross przypomniał sobie jak gra w koszykówkę. Końcówka poprzedniego sezonu sprawiła, że myślałem, że Ross już zapomniał.

Bucks zaczęli od dwóch porażek, ale w obu nich nie grali w pełnym składzie. Na starcie z Wizards wrócił już Giannis Antetokounmpo, ale wciąż nie ma O.J. Mayo i przede wszystkim Jabariego Parkera, a do nich dołączył też John Henson. Bucks jednak pod Jasonem Kiddem szybko złapią rytm. Już dużo lepiej to wyglądało w drugim meczu niż w starciu z Knicks.

Typ: Serce podpowiada Bucks, ale rozum Raptors.

Chicago Bulls (2-1) - Orlando Magic (0-2)

Dwa mecze z rzędu z 20 stratami ostatnio trafiły się Bulls w 2010 roku. Ofensywa pod kierownictwem Freda Hoiberga jest na pewno lepsza dla oka niż ta, którą próbował nam wcisnąć Tom Thibodeau. Póki co jednak nie widać, żeby to wszystko było płynne. Derrick Rose wciąż jest nierówny, podobnie jak pozostali. Trudno wyciągać już jakieś wnioski, ale tak małe minuty Joakima Noah są dla mnie sporym zaskoczeniem. Brakuje mi też gry Bobby'ego Portisa z ławki, ale w końcu jest dopiero piątym w hierarchii podkoszowym w zespole.

Nie ma na początku sezonu bardziej pechowego zespołu niż Magic. Na dzień dobry przegrali z Wizards po zaciętej końcówce, w drugim spotkaniu ulegli dopiero po dwóch dogrywkach Thunder pomimo nieludzkiej gry Westbrooka i Duranta. Ale szczęściu trzeba dopomóc, a póki co Magic brakuje przede wszystkim doświadczenia. Rozbraja mnie Aaron Gordon, a przede wszystkim jego brak oporów przed wszystkim. Im więcej minut dostanie, tym lepiej dla Orlando.

Typ: Bulls

Oklahoma City Thunder (2-0) - Denver Nuggets (1-1)

Są dwa zwycięstwa, są popisy gwiazd, ale do świetnej gry wciąż daleko. Mówiliśmy już w podcaście, że Thunder wyglądają dużo lepiej zespołowo niż za czasów Scotta Brooksa, ale często ich akcje znów kończą się na oddaniu piłki w ręce Westbrooka lub Duranta i czekaniu co się stanie. Na Nuggets to w zupełności wystarczy, bo różnica umiejętności jest po prostu zbyt duża. Martwi duża liczba strat, na razie ich zanotowali już 40. Work in progress.

Nuggets oglądam póki co z dwóch powodów. Pierwszy nazywa się Emmanuel Mudiay, a drugi Nikola Jokić. O ile ten pierwszy ma gwarantowane minuty i Mike Malone mu powierza całą ofensywę zespołu, tak Jokić gra na razie tylko w przypadku pewnego wyniku. A szkoda, bo ostatni mecz pokazał, że powinno być go więcej na parkiecie. Rafał Juć może być z siebie zadowolony.

Typ: Thunder i to wysoko.

Los Angeles Lakers (0-2) - Dallas Mavericks (1-1)

Byron Scott nie wie jak sobie poradzić z beznadziejną obroną Lakers, którzy stracili 244 punkty w pierwszych dwóch meczach. Jeszcze żeby przeciwko nim grały tuzy, a tymczasem byli to Wolves i Kings. Kobe Bryant zapowiedział, że nie będzie już tak często przejmował kontroli nad meczami. Czyli co? Teraz tylko co drugi mecz? Jestem fanem Juliusa Randle i bardzo mi się podoba jego podejście do gry. Z kolei D'Angelo Russell na razie wygląda dla mnie jak przestraszony chłopiec, który przyszedł na boisko do dorosłych panów.

Wesley Matthews wraca do gry, bo na razie odpoczywa w back-to-backach, Deron Williams być może powróci do gry po kontuzji z meczu otwarcia, a na debiut liczy też Chandler Parsons. Jeśli wszystko się uda, to jeszcze tylko JaVale McGee będzie poza grą. Mavs nie powinni się zbytnio przemęczyć na parkiecie Lakers.

Typ: Mavericks

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz