Strony

Odsłony

niedziela, 23 sierpnia 2015

Nikoloz Tskitishvili chce wrócić do NBA



Jeden z największych niewypałów draftu w historii, Nikoloz Tskitishvili chce wrócić do NBA. A skoro on może, to czemu nie ty, albo ty, albo ty, albo nawet ja.

Przełom wieków w NBA to okres częstych pomyłek w drafcie. Michael Olowokandi idzie z numerem 1, Darko Milicić z numerem 2, a w 2002 roku z numerem 5 Denver Nuggets wybierają Nikoloza Tskitishviliego, zawodnika o wzroście 215 cm, który ma grać jako niski skrzydłowy. Nic innego jak kolejny Dirk Nowitzki, czyli wysoki, który będzie rzucał z dystansu. Oczywiście draft jest zawsze wielką niewiadomą i można się pomylić, temu nikt nie zaprzecza, ale w pokonanym przez Gruzina polu zostali choćby Amare Stoudemire czy Caron Butler.

Tskitishvili w sezonie 2001/02 był zawodnikiem Benettonu Treviso. Nie był jego liderem, wchodził z ławki rezerwowych. W lidze włoskiej dostawał średnio 12 minut na mecz i całkiem nieźle je wykorzystywał notując średnio 6,2 punktu i 1,5 zbiórki na mecz. Miał 18 lat, więc od razu posądzono go o posiadanie wielkiego talentu, który szybko rozbłyśnie w NBA. Nuggets nie mieli wtedy jednak w swoim sztabie skautów Rafała Jucia, który miał dopiero 10 lat i mimo że zapewne śledził rozgrywki NBA, to o Tskitishvilim powiedzieć za dużo nie mógł.

Nuggets jednak zaryzykowali. Co mieli do stracenia? Od 7 lat nie grali w play-off i szukali gracza, który odmieni ich los. A przecież przykład Dirka Nowitzkiego był tak kuszący, tak obiecujący. Nikoloz dostał swoją szansę, tego mu odmówić nie można. 81 rozegranych meczów w debiutanckich rozgrywkach, 13 w pierwszej piątce, średnio po 16,3 minuty na parkiecie to nie są epizody. I co z tego wyszło? 29% z gry, 24% za trzy, czyli porażające liczby. Nuggets szybko się go zatem pozbyli, Gruzin pozwiedzał jeszcze kilka klubów, po czym w 2006 roku zakończył swoją przygodę w NBA.

Od tego momentu zaczęła się jego tułaczka po świecie, oddalająca go coraz bardziej od poważnej koszykówki. Grał kolejno w Hiszpanii, Włoszech, Hiszpanii, Grecji i ponownie w Hiszpanii. Początek zatem był jeszcze obiecujący. Potem jednak przyszły 2 sezony w Iranie, Liban, Zjednoczone Emiraty Arabskie i w ostatnich rozgrywkach ponownie Liban w barwach Champville SC. Dotarł z nim do półfinału ligi libańskiej, w którym przegrał z Al Riyadi. Był najlepszym graczem swojej drużyny, notując średnio 21,0 punktu i 11,6 zbiórki na mecz. Liczby imponujące, tylko rozgrywki bardzo wątpliwej jakości.



I tenże Nikoloz Tskitishvili udzielił ostatnio wywiadu dla Denver Post, w którym mówił między innymi o swojej chęci powrotu do NBA:

Właśnie skończyłem 32 lata, ale jestem lepszy. Jestem lepszy w swoim wieku. Jestem silniejszy, pewniejszy siebie i mądrzejszy. Jestem 100 razy lepszy niż byłem. Zespołom po prostu bardzo trudno to zrozumieć, ponieważ patrzą przede wszystkim na jedną liczbę - wiek. Gdybyście mnie zapytali, to jestem w najlepszej formie w całym swoim życiu i gram najlepiej w całej swojej karierze. Można mnie winić za to co się stało, albo znaleźć jakieś powody. Kiedy wybierają cię z piątym numerem, którego nie powinienem był brać i zostać w Europie na kolejnych kilka lat. Ale nie odmawia się piątemu wyborowi. W końcu możesz potem nigdy nie trafić do NBA.

Oczywiście Tskitishvili ma rację. Sam się nie wybrał w drafcie, sam sobie nie zapłacił dużych pieniędzy, ale mówiąc o tym, że jest w najlepszej formie swojego życia i chciałby wrócić do NBA to już bujanie w obłokach, żeby to nazwać najdelikatniej. Dlaczego jeśli jest w tak dobrej formie, nie znalazł się w kadrze Gruzji na zbliżający się Eurobasket. Przecież zawodnik ocierający się o NBA dla takiego zespołu mógłby być zbawieniem.

Na Eurobaskecie 2013 zagrał w 5 meczach średnio po 8,8 minuty na mecz. Trafiał 29% z gry i 33% za trzy punkty. I to był jego ostatni kontakt z poważną koszykówką. Dlatego mam dla niego radę. Niech wróci do Europy, zagra jeden sezon w poważnym zespole, albo niech pojedzie do USA, podpisze kontrakt w NBDL, zdominuje tę ligę i wtedy jego szansę na powrót do NBA będą prawdziwe. W innym wypadku równie dobrze o powrocie do NBA może mówić Cezary Trybański, J.R. Giddens czy Qyntel Woods.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz