Strony

Odsłony

czwartek, 25 czerwca 2015

Monta out, kto in?



Ostatni sezon nie był taki jakby sobie tego wymarzył Mark Cuban. Mavericks odpadli w pierwszej rundzie play-off i głośniej było o konfliktach w zespole niż o ich grze.

Było jednak kilka pozytywnych aspektów ostatniego sezonu i na pewno jednym z nich można obwołać Montę Ellisa. Ma za sobą dwa bardzo przyzwoite sezony w barwach Mavericks i właśnie zdecydował się na spróbowanie swoich sił jako wolny agent. Zrezygnował bowiem z opcji zawodnika na sezon 2015/16 wartej 8,72 miiliona dolarów. Jako wolny agent może podpisać i wyższą i dłuższą umowę. Chętnych nie powinno zabraknąć.

Zanim jednak do tego doszło, Ellis planował ten ruch już od dawna. W marcu 2015 roku Steve Kyler z Basketball Insiders pisał o tym, że Ellis zrezygnuje z opcji i poszuka wyższej i dłuższej umowy niż obecna. Do Mavericks przychodził jako gracz rozbijający zespół, niedojrzały, który przede wszystkim myśli o sobie. Dlatego też dostał umowę 2+1, wartą tylko około 25 milionów dolarów. Oczywiście według standardów NBA jego gra powinna być wyżej ceniona i właśnie na to teraz liczy.

2 tygodnie temu Tim MacMahon z ESPN Dallas, który nie jest w ogólnym obiegu uważany za specjalnie wiarygodne źródło informował o tym, że jeśli Ellis zdecyduje się odpuścić opcję w kontrakcie, to Mavericks nie dadzą mu podwyżki. W swoim tekście dość mocno go zjechał:

Ellis nie powinien spodziewać się podwyżki od Mavs, którzy raczej woleliby go odpuścić niż wiązać się długoterminową inwestycją z zawodnikiem jednowymiarowym, którego humory i samolubność negatywnie wpłynęły na chemię w zespole podczas ostatniego sezonu, zgodnie ze źródłami, które mają wiedzę na temat procesu myślowego zarządu.

Nie pomaga też fakt, że Ellis i Chandler Parsons nie dogadują się poza parkietem, a ludzie wewnątrz klubu podejrzewają, że na ten problem może wpływać zgorzkniałość Ellis o to, że Parsons zarabia prawie dwa razy więcej niż Monta.


Trochę tego dużo jak na jeden tekst: jednowymiarowy, humorzasty, samolubny, zgorzkniały. A przecież mówimy o najlepszym zawodniku Mavs w ostatnich dwóch sezonach, który wobec starzejącego się Dirka Nowitzkiego ciągnął zespół do przodu. W tej sytuacji nie dziwię się w ogóle jego decyzji o odejściu. Zainteresowanie nim mają wykazać Indiana Pacers i Miami Heat. W obu przypadkach jest to ciekawy trop, bo Pacers potrzebują zawodnika kreującego grę jak ryba wody. Heat z kolei szukają różnych opcji w sytuacji, gdyby nie udało się zatrzymać Dwyane'a Wade'a lub Gorana Dragicia, albo nawet obu.

Kto miałby go zastąpić w Mavs? Pierwszą opcją dla Mavs nie są zawodnicy z jego pozycji. Najbardziej chcieliby u siebie kogoś z duetu LaMarcus Aldridge - DeAndre Jordan. Większe szanse są związane z tym pierwszym. Blazers bowiem po oddaniu Batuma mogą szykować się do przebudowy, a Aldridge'owi zależy na grze o mistrza tu i teraz, a nie za kilka lat. Dodatkowo trudno przypuszczać, żeby Jordan odchodził od zespołu lepszego do gorszego, skoro i tak u obecnego pracodawcy dostanie maksa, o czym zapewniał już niejeden raz Doc Rivers.

Według Shamsa Charanii z Real GM, Mavericks mają też celować w pozyskanie Danny'ego Greena z San Antonio Spurs. Green jako wolny agent może zostać przez nich przepłacony, a Spurs jak wiadomo od dawna nigdy nie spieszą się z wydawaniem wielkich pieniędzy. Green jest na pewno ciekawym zawodnikiem, o świetnym rzucie za 3 punkty i fantastycznej obronie. Nie jestem jednak przekonany czy sama różnica w pensji wystarczy, żeby przekonać go do zmiany miasta w Teksasie, w którym ma grać. Będą musieli zatem mocno przepłacić, być może nawet prawie tak samo jak w przypadku Chandlera Parsonsa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz