Strony

Odsłony

wtorek, 22 września 2015

I po Bennecie



I skończyły się piękne czasy dla Anthony'ego Bennetta. Numer 1 draftu z 2013 roku zostanie zwolniony przez Minnesota Timberwolves.

Bennett od początku był skazany na porażkę. Największą krzywdę zrobili mu Cleveland Cavaliers, wybierając go z numerem 1. Nie pamiętam teraz dokładnie, ale raczej żaden z mocków przeddraftowych nie typował go do nawet pierwszej trójki. Wybór Cavs był na tyle zaskakujący, że wszyscy po tamtym drafcie nie mogli uwierzyć w to, czego zrobił ich ówczesny GM. Bennett niestety wpadł w kocioł krytyki, czemu oczywiście pomagał grając bardzo słabo. Swój pierwszy rzut z gry trafił dopiero w piątym spotkaniu sezonu zasadniczego, pudłując w pierwszych czterech aż 15 prób. Dopiero za jedenastym razem udało mu się skończyć mecz na skuteczności powyżej 50%.

Cały sezon był spisany na straty, Bennett był fatalny, notując jedne z najgorszych statystyk w historii numerów jeden draftu. Jak się potem okazało, dokładnie najgorszym. Pobił nawet Kwamego Browna, zdejmując z Michaela Jordana tytuł najgorzej wybierającego w drafcie z numerem 1. Życie Bennetta poniosło do Timberwolves, którzy podobnie jak Cavs rok wcześniej mieli spędzić sezon na dnie ligi, co miało mu umożliwić sporo minut i szansę na poprawę. Praktycznie we wszystkich statystykach zanotował progres, ale nie był on wystarczający.

Wolves od początku offseason szukali dla niego nowego klubu w wymianie. Problemem były jednak jego umiejętności, a także bardzo wysoki kontrakt, ważący aż 5,8 miliona dolarów. W związku z tym Wolves nie chcą mieć obciążonego salary cap zdecydowali się zwolnić Bennetta. Nie było jeszcze w NBA sytuacji, żeby numer 1 draftu został zwolniony z kontraktu przed jego upłynięciem. Nie ma się co dziwić, skoro tłok pod koszem Wilków jest naprawdę spory. Przedstawiciele Bennetta z tego powodu nie załamują rąk. Wręcz przeciwnie, spróbują znaleźć mu miejsce, gdzie będzie mógł na nowo próbować budowy swojej pozycji w NBA.

Philadelphia 76ers i Portland Trail Blazers jako jedyni mogą od razu przejąć jego kontrakt w pełni i w obu przypadkach nie będzie to nic dziwnego, skoro jedni i drudzy postawili na przebudowę. Co im zatem szkodzi przetestować Bennetta i sprawdzić czy się nadaje. Chociażby sam preseason może bowiem odpowiedzieć na pytanie czy warto przedłużać z nim umowę o kolejny rok. Co prawda ta opcja będzie ich kosztować aż 7,3 miliona dolarów, ale przecież za rok będziemy mieli spory skok w salary cap, a przy szczęściu przede wszystkim Sixers może ich czekać kolejny rok tankowania.

Niemniej jednak sytuacja Bennetta nie jest wesoła. Za chwilę może się bowiem okazać, że nie będzie dla niego w ogóle miejsca w NBA. Być może najbliższy sezon jest jego ostatnią szansą, żeby nie pójść w ślady choćby Tyrusa Thomasa, który miał próbować powrotu do NBA, a ostatecznie zagra w lidze niemieckiej. Bennett na pewno spróbuje, ale czy mu się uda? Niestety dla niego w to wątpię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz