Słowo obiecane nie równa się słowu pisanemu. DeAndre Jordan zmienił decyzję i nie zagra w Dallas Mavericks. Pozostanie w Los Angeles Clippers.
Home is where your ❤ is.
#WelcomeHomeDJ pic.twitter.com/Ov0RoRKMDL
— LA Clippers (@LAClippers) lipiec 9, 2015
Wczorajszym wieczorem w Polsce gruchnęła wiadomość o tym, że DeAndre Jordan ma wątpliwości o tym czy warto jednak przejść do Dallas Mavericks, czy też nie lepiej pozostać w LA Clippers. Od tego momentu rozpoczęła się lawina informacji w internecie, której osobiście wam nie będę przytaczał. O relację live zadbali najlepsi na polskim rynku chłopaki z Szóstego Gracza o TUTAJ. Co chwilę pojawiały się nowe raporty odnośnie tego jak doszło w ogóle do tej sytuacji.
Ostatecznie jednak okazał się, że to sam DeAndre odezwał się do Blake'a Griffina, zaprosił go do siebie na obiad, panowie pogadali i przekonanie Jordana o grze w Mavericks zniknęło. Wczoraj doszło do takiego absurdu, że według informacji dziennikarzy Steve Balmer i Doc Rivers wraz ze sporą grupą graczy Clippers pojawili się w prywatnym domu Jordana, dostali od niego zapewnienie na temat powrotu do LA, a jednocześnie nie chcieli wyjść aż do północy czasu wschodnioamerykańskiego. Wtedy to bowiem można oficjalnie podpisać nowy kontrakt jako wolny agent. I tak też się stało.
Jordan związał się z Clippers czteroletnim, maksymalnym kontraktem, wartym około 87,7 miliona dolarów. Po trzecim roku DeAndre ma mieć opcję zawodnika na ewentualne odstąpienie od umowy.
That's why they brought me here lol pic.twitter.com/Z64Tkiyp01
— Paul Pierce (@paulpierce34) lipiec 9, 2015
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz